Wszystkie posty są publikowane za wiedzą i zgodą ich autorów.

środa, 30 maja 2018

Rekomendowany przez WHO odsetek cięć cesarskich to „fake news”

Amy Tuteur
Kolejny dzień i kolejny artykuł demonizujący cięcia cesarskie.

Artykuł Jak cięcia cesarskie z ostatniej deski ratunku zaczęły być nadużywane, napisany przez Rebeccę Onion, ukazał się w Slate. Nie trzeba nawet zaglądać do treści artykułu, żeby znaleźć pierwsze przekłamanie. W podtytule czytamy: Historia chirurgii jest pełna horrorów, ale dzisiaj 1 na 3 amerykańskich dzieci rodzi się za pomocą tej procedury, co jest dwukrotnie większą liczbą, niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia.

Jest tylko jeden problem. Rekomendacja Światowej Organizacji Zdrowia to „fake news”.

To właśnie ta informacja jest sednem artykułu Onion.

„Cesarskie cięcia były niezwykle rzadkie w XIX wieku. Nawet w drugiej połowie XX wieku, kiedy antybiotyki i transfuzje krwi uczyniły je dużo bezpieczniejszymi, krajowy odsetek cięć cesarskich pozostał niski. Potem użycie procedury gwałtownie wzrosło. Między rokiem 1965 a 1987, wzrosło o 455 procent. Dzisiaj, pomimo starań ruchu reformującego poród z lat 70-tych i 80-tych, 1 na 3 dzieci nadal rodzi się przez cesarskie cięcie. To dwa razy więcej, niż rekomenduje Światowa Organizacja Zdrowia, która mówi, że idealnym odsetkiem jest 10-15 procent, ponieważ oceniono, że wyższy odsetek nie ma wpływu na śmiertelność, zwiększając za to koszty medyczne i ryzyko zarówno dla matki, jak i dla dziecka.”


Żyjemy w świecie, w którym nie toczymy walk o idee, natomiast zaczęliśmy walkę o same fakty. Fakty nie są już podstawą do formowania opinii, a ideologia rozsiewa kłamstwa przedstawiane jako „fakty” w służbie przewidzianych wcześniej konkluzji. Nazywamy to „fake newsami”.

Jednym z oryginalnych przykładów „fake newsa” jest rekomendowany przez Światową Organizację Zdrowia odsetek cięć cesarskich. Optymalny odsetek cięć cesarskich WHO, wynoszący 10-15% jest bezczelnym kłamstwem. Został sfabrykowany i wzięty z sufitu najprawdopodobniej przez jednego lekarza; NIGDY nie było żadnych dowodów na poparcie tego kłamstwa kiedy zostało ono pierwszy raz opublikowane w 1985 roku i zostało ono całkowicie obalone wiele razy w ciagu ostatnich 30 lat. Ale co tam.

Twierdzenie WHO, że optymalny odsetek cięć cesarskich wynosi mniej niż 15% niczym nie różni się od twierdzenia Andrew Wakefielda, że szczepionki powodują autyzm.

Mówię to z pełną odpowiedzialnością.

Twierdzenie Wakefielda zostało użyte, zgodnie z jego intencją, aby zakwestionować bezpieczeństwo, skuteczność i zapotrzebowanie na szczepionki i żeby je zdemonizować. Optymalny odsetek cięć cesarskich WHO został użyty, najwyraźniej zgodnie z intencją Marsdena Wagnera – autora tego twierdzenia – aby zakwestionować bezpieczeństwo, skuteczność i zapotrzebowanie na cesarskie cięcia i aby je zdemonizować.

Oba twierdzenia zostały zmyślone, aby służyły interesom jednostek, które je sfabrykowały.

Oba NIGDY nie miały potwierdzenia w dowodach naukowych.

Oba zostały całowicie obalone.

W oba wierzy część ludzi mimo braku dowodów na ich słuszność.

Oba czynią dużo szkód i bardzo niewiele dobrego.

Marsden Wagner, pediatra, który stał na czele Europejskiego Departamentu ds Zdrowia Matek i Dzieci przy Światowej Organizacji Zdrowia, wydaje się być motorem stojącym za sfabrykowaniem i rozpropagowaniem fake newsa o optymalnym odsetku cięć cesarskich. Nie mając żadnych dowodów naukowych, Wagner zwołał konferencję podobnie myślących profesjonalistów w 1985 roku i po prostu odgórną decyzją ogłosił optymalny odsetek cięć cesarskich jako niższy niż 15%.

Wiele lat później Wagner niechcący przyznał, że optymalny odsetek cięć cesarskich został po prostu zmyślony. W swoim badanu z 2007 roku Odsetek cięć cesarskich: analiza globalnych i krajowych szacunków:

„... [T]o badanie reprezentuje pierwszą próbę globalnej i regionalnej analizy porównawczej odsetków cięć cesarskich między państwami i ich ekologicznej korelacji z innymi wskaźnikami zdrowia reprodukcyjnego.” (moje pogrubienie)


Wagner promował optymalny odsetek cięć cesarskich wynoszący poniżej 15% przez 22 lata zanim zadał sobie trud sprawdzenia, czy ma on jakiekolwiek podstawy w rzeczywistości. I chociaż Wagner doszedł do konkluzji potwierdzającej ten optymalny odsetek, dane mówiły co innego. Tylko dwa państwa na świecie miały odsetek cięć cesarskich poniżej 15% ORAZ niski odsetek śmiertelności matek i dzieci. Te kraje to Chorwacja (14%) i Kuwejt (12%). Żadne z tych państw nie może się pochwalić rzetelnością zbieranych przez siebie statystyk medycznych. Natomiast KAŻDE inne państwo, gdzie odsetek cięć cesarskich wynosił mniej niż 15%, miało niedopuszczalny odsetek śmiertelności dzieci i matek.

W 2009 roku Światowa Organizacja Zdrowia po cichu wycofała się z tego idealnego odsetka. Zakopane głęboko w jej przewodniku Monitorowanie Nagłych Przypadków w Opiece Położniczej, można znaleźć to:

„Chociaż od 1985 roku WHO rekomendowało ten odsetek na poziomie nieprzekraczającym 10-15%, nie ma danych empirycznych dla optymalnego odsetka ... optymalny odsetek jest nieznany ...”.


W 2015 roku badacze z Harvardu i Stanfordu – włączając dra Neela Shaha i dra Atula Gawande, wbili optymalnemu odsetkowi cięć cesarskich nóż w plecy w pracy Związek między odsetkiem cięć cesarskich a śmiertelnością matek i dzieci.

Okazało się, że:

„Optymalny odsetek cięć cesarskich w relacji do śmiertelności matek i dzieci to około 19 cięć cesarskich na 100 żywych urodzeń.”


Według informacji dla prasy, która towarzyszyła badaniu:

„Sugeruje to, że polityka regulacji odsetka cięć cesarskich w skali kraju powinna zostać zrewidowana, a odsetek ten może być wyższy niż wcześniej sądzono.”


Grafiki, które stworzyli są całkiem imponujące:




Pokazują one, że odsetek cięć cesarskich poniżej 19% prowadzi do dających się zapobiec przypadków śmierci matek i dzieci. Innymi słowy, pokazują, że „optymalny” odsetek WHO, daleki od bycia optymalnym, jest tak naprawdę niebezpieczny. Pokazują również, że odsetek cięć cesarskich wyższy niż 19% nie jest szkodliwy. Wydaje się, że ryzyko NIE wzrasta ani dla matek, ani dla dzieci nawet przy odsetku cięć cesarskich wynoszącym 55%.

Dlaczego WHO nadal rozsiewa „fake newsa”? Dlaczego demonizuje cesarskie cięcia?

Ponieważ szczerze wierzy – w obliczu braku jakichkolwiek dowodów naukowych i wobec faktu, że twierdzenie to zostało obalone – że cięcia cesarskie są „złe”. To jest dokładnie ten sam powód, dla którego antyszczepionkowcy rozsiewają „fake newsy” na temat szczepionek i demonizują je. Oni szczerze wierzą – wobec braku jakichkolwiek dowodów naukowych i w obliczu tego, że ich twierdzenia zostały obalone – że szczepionki są „złe”.

I jedni, i drudzy się mylą. Smutne jest to, że cenę za ich „fake newsy” płacą kobiety i dzieci.

oryginalny post: The WHO's recommended c-section rate is "fake news"
blog: SkepticalOB
21 maja 2018

Dr Amy Tuteur jest ginekologiem-położnikiem. Ukończyła Boston School of Medicine, pracowała jako lekarka w Beth Israel Hospital i Brigham and Women’s Hospital, była wykładowczynią położnictwa klinicznego w Harvard Medical School. Autorka książek How Your Baby is Born i Push Back – Guilt in the Age of Natural Parenting oraz licznych artykułów m.in. w Time.com, The New York Times, The Boston Globe oraz na stronie Science-Based Medicine. Bloguje od 2006 roku.
Udostępnij:

czwartek, 24 maja 2018

Czy wszystko, co wydaje Ci się, że wiesz, jest nieprawdą?

Steven Novella
Czy cukier sprawia, że dzieci są nadpobudliwe? Czy nauka mówi, że trzmiele nie mogą latać? Czy przeciętna osoba wykorzystuje tylko 10% możliwości swojego mózgu? Czy rutynowa suplementacja multiwitaminami jest korzystna? Czy dinozaury wyginęły z powodu uderzenia asteroidy?

Często obserwuje się, że kiedy jakiś fakt jest bezkrytycznie akceptowany, ponieważ "każdy wie, że tak jest", to prawdopodobnie jest on fałszywy. Odpowiedzi na powyższe pytania brzmią: nie, nie, nie, prawdopodobnie nie, oraz - to jest bardziej skomplikowane niż Ci się wydaje.

Najlepszym sposobem, żeby uświadomić większości ludzi, w czym rzecz, jest takie oto ćwiczenie - pomyśl o jednym obszarze wiedzy, który znasz najlepiej. To nie musi być Twoja praca, może to być tylko hobby. Teraz, jak precyzyjne są wiadomości w serwisach informacyjnych dotyczące obszaru, na którym się znasz? Ile wie przeciętny człowiek? Czy ktokolwiek oprócz innych entuzjastów lub ekspertów kiedykolwiek przedstawia rzeczy w prawidłowy sposób?

Uniwersalne doświadczenie (zgodnie z moim nieformalnym badaniem przeprowadzanym przez wiele lat) jest takie, że opinia publiczna jest pełna błędnych informacji i uproszczeń na temat Twojego obszaru wiedzy. Teraz ekstrapoluj to doświadczenie na wszystkie inne dziedziny wiedzy. Oznacza to, że jesteś pełen dezinformacji i uproszczeń w każdej dziedzinie, w której nie jesteś ekspertem.

Co więcej, trudno jest oszacować swój poziom ignorancji na temat, o którym się nic nie wie. Efekt Dunninga-Krugera dotyczy każdego.

Zdanie sobie z tego sprawy powinno mieć efekt większej pokory. Powinno również działać motywująco, aby zawsze starać się dowiedzieć czegoś więcej i nie zadowalać się powierzchowną wiedzą, którą nasiąkłeś.

Jednym z pytań, które pojawiają się, gdy sobie powyższy fakt uświadomimy jest - dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, pozwolę sobie najpierw pozbyć się fałszywej dychotomii - "dobrych" i "złych" odpowiedzi. Część odpowiedzi jest po prostu albo słuszna, albo błędna, ale te znajdują się na skrajach kontinuum. Wiele odpowiedzi jest częściowo słusznych lub w pewnym stopniu słusznych, podczas gdy prawda jest bardziej skomplikowana. Niektóre odpowiedzi są nie tyle błędne, co niekompletne. Pragnienie powiedzenia, że coś jest dobre lub złe czasami przeszkadza w poznawaniu prawdziwej natury odpowiedzi.

Na przykład, czy jest błędem mówić, że Ziemia obraca się wokół Słońca? To stwierdzenie jest zasadniczo prawdziwe. Jest to prawda wystarczająca do pewnych celów, takich jak posiadanie podstawowej wiedzy na temat tego, jak Wszechświat jest połączony w całość.

Stwierdzenie to nie jest jednak całkiem prawdziwe. Ziemia i Słońce obracają się wokół wspólnego środka ciężkości. Ten punkt ciężkości leży jednak pod powierzchnią Słońca (przez większość czasu, przyp. tłum.), a więc można powiedzieć, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a Słońce się w wyniku tego kołysze.

Czy to prawda, że dinozaury wyginęły przez uderzenie asteroidy? Jest to rozsądne stwierdzenie bliskie obecnego konsensusu naukowego. Pedant naukowy zwróciłby jednak uwagę, że ptaki są dinozaurami, a więc to, co naprawdę masz na myśli, to fakt, że nielatające dinozaury zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Ponadto, istnieje poważna alternatywna opinia naukowa, że do masowego wyginięcia przyczyniła się aktywność wulkaniczna, a być może nawet była jego główną przyczyną.

A nawet to jest ogromne uproszczenie podsumowujące złożoną debatę naukową. Jak bardzo chcesz się w nią zagłębić?

Można też spojrzeć na to inaczej: na zadane pytanie istnieje odpowiedź na poziomie szkoły podstawowej, na poziomie szkoły średniej, odpowiedź studenta, odpowiedź eksperta oraz odpowiedź międzynarodowego autorytetu. Celem każdego, kto chce mieć rację, powinno być zatem bycie dostatecznie poprawnym na swoim poziomie zrozumienia, ale również docenienie tego, że istnieją wyższe poziomy i dążenie do następnego poziomu głębszego zrozumienia. Bądź pokorny i ciekawy.

Nadal jednak nie odpowiedzieliśmy na pytanie, dlaczego najbardziej powszechna wiedza jest bardziej niepoprawna niż powinna (często do tego stopnia, że jest zwyczajnie błędna). To złożone pytanie, ale oto moja próba szybkiego podsumowania, oparta częściowo na psychologii człowieka, a częściowo na kulturze.

Ludzie pragną prostoty i kontroli. To motywuje ich do sprowadzania złożonej wiedzy do części o niewielkich rozmiarach. To z konieczności wprowadza brak precyzji. Co więcej, rzeczywistość jest okropnie złożona. Dobrą zasadą jest założyć, że rzeczy są zawsze bardziej skomplikowane, niż się wydają.

Ludzie mają ograniczony czas i energię umysłową. Każda osoba może jedynie dotknąć powierzchni całej istniejącej ludzkiej wiedzy, a ta wiedza rośnie w szalonym tempie. Musimy więc iść na skróty, upraszczać i zadowalać się przyzwoitymi przybliżeniami. Po prostu nie oszukuj się myśląc, że jest to ostateczna wiedza i nie ignoruj ogromnej głębi wiedzy, której nie posiadasz. Jeśli zamierzasz zadowolić się czymś tylko względnie dobrym, to bądź realistą co do tego, co to oznacza.

Dlatego uważam, że każdy powinien dążyć do zgłębienia co najmniej jednego obszaru wiedzy. Może to być cokolwiek, co Cię interesuje. Pokaże Ci to strukturę i głębokość samej wiedzy. Jednocześnie uważam, że pomocne jest posiadanie wiedzy rozległej. Ciekawą rzeczą jest zastanowić się, jaki jest jej optymalny wzorzec. Ja dążę do podstawowego zrozumienia wszystkich obszarów – z różnym stopniem zainteresowania i wiedzy fachowej.

Ogromną rolę odgrywa również kultura. Fragmenty wiedzy (niektórzy nazywają je "memami") rozprzestrzeniają się w kulturze, a kontemplacja tego, które z nich trwają i rozwijają się, jest bardzo interesująca. Myślę, że w grę wchodzą pewne wybiórcze presje, które wydają się sprzyjać ideom i "faktom", które przemawiają do nas w jakiś sposób, i które odzwierciedlają lub rezonują z jakąś fundamentalną ideą, nadzieją czy emocją. Nie wydaje się natomiast, żeby sprzyjały rzetelności i precyzji.

Uwielbiamy historie, które są ironiczne lub są ikonami wiary, nadziei, a nawet strachu. Czasami stają się miejskimi legendami, ale to tylko ekstremalne przykłady. To jest właśnie to, co zostaje przefiltrowane do świadomości społecznej. Możemy to nazwać wiedzą pasywną. To jest to, na co natrafiasz za pośrednictwem swojej sieci społecznej (która teraz znacznie się powiększyła zarówno w tradycyjnej formie, jak i za sprawą mediów społecznościowych).

Dobrą zasadą jest, aby podejrzliwie podchodzić do wszelkiej pasywnej wiedzy z powodów, które przytoczyłem powyżej. Musisz korzystać z aktywnej wiedzy, poszukując wiarygodnych źródeł potwierdzenia i analizy.

Podsumowanie

Konsekwencją czynników psychologicznych i kulturowych jest to, że większość powszechnej wiedzy, która nas otacza, jest wysoce niedokładna lub myląca, często do tego stopnia, że jest całkowicie błędna.

Zdanie sobie sprawy z tego faktu jest pomocne, a nawet dodaje siły. Adaptacyjną reakcją na tę świadomość powinna być pokora przed głębią swojej własnej ignorancji; bycie podejrzliwym wobec wszelkiej biernej wiedzy; uświadomienie sobie własnych psychologicznych uprzedzeń - i bycie wystarczająco dociekliwym, aby szukać dokładniejszej i głębszej wiedzy.

Można to wszystko podsumować, mówiąc - bądź sceptyczny.

oryginalny post: Is Everything You Think You Know Wrong?
blog: NeuroLogicaBlog
17 marca 2016

Steven Novella jest neurologiem klinicznym w Yale University School of Medicine. Jest przewodniczącym i założycielem Towarzystwa Sceptycznego Nowej Anglii, gospodarzem i producentem popularnego cotygodniowego podcastu naukowego Sceptyków Przewodnik po Wszechświecie (udziela się też na tamtejszym blogu), założycielem i głównym redaktorem wpływowego bloga Science-Based Medicine, prowadzi też osobistego bloga NeuroLogicaBlog, gdzie podejmuje tematy związane z neurologią, jak również ogólnie z nauką, naukowym sceptycyzmem, filozofią nauki, krytycznym myśleniem i sprawami na pograniczu nauki i mediów/społeczeństwa.


Udostępnij:

środa, 16 maja 2018

Testowanie „indywidualizacji” leczenia w medycynie alternatywnej

Brennen McKenzie
Jednym z powszechnych twierdzeń osób praktykujących medycynę alternatywną jest to, że indywidualizują oni swoje leczenie, podczas gdy medycyna konwencjonalna traktuje wszystkich pacjentów tak samo. Jest to nonsens na kilku poziomach, ale jest to również częsty pretekst do twierdzenia, że randomizowane badania kliniczne nie mogą być przeprowadzane lub nie mogą być postrzegane jako wiarygodne dowody w ocenie niektórych alternatywnych terapii. Pewne badania usiłujące tę domniemaną indywidualizację wyjaśnić zostały jednak przeprowadzone i ogólnie nie wykazały one korzyści dla rzekomo zindywidualizowanego podejścia. Jedno z nich, dotyczące Tradycyjnej Medycyny Chińskiej (TCM - Traditional Chinese Medicine), zostało niedawno omówione przez Edzarda Ernsta, jednego z nielicznych i najbardziej produktywnych badaczy w dziedzinie CAM (Complementary and Alternative Medicine – Medycyna Komplementarna i Alternatywna – przyp. tłum.), stosujących podejście oparte na dowodach:

Matthias Lechner, MD, Iva Steirer, MD, Benno Brinkhaus, MD, Yun Chen, CMD, Claudia Krist-Dungl, MS, Alexandra Koschier, MS, Martina Gantschacher, MA, Kurt Neumann, MS, Andrea Zauner-Dungl, MD. Skuteczność zindywidualizowanego leczenia chińskimi ziołami w chorobie zwyrodnieniowej stawu biodrowego i kolanowego: podwójnie zaślepione, randomizowane kontrolowane badanie kliniczne. The Journal of Alternative and Complementary Medicine. 2011;17(6): 539–547.

Po pierwsze, dlaczego pojęcie, że CAM jest w jakiś sposób bardziej zindywidualizowana niż konwencjonalna opieka zdrowotna, jest całkowitym nonsensem? Cóż, na początek, każdy dobry lekarz bierze pod uwagę szczególną historię, wyniki badań lekarskich, wyniki testów diagnostycznych, znane problemy medyczne i stosowane jednocześnie leczenie każdego pacjenta. Jeśli zindywidualizowane leczenie oznacza po prostu uwzględnienie wyjątkowych okoliczności i wartości konkretnego pacjenta, którego leczymy, to cała dobrej jakości medycyna jest zindywidualizowana. Pojęcie to jest nawet wbudowane w zwyczajowe definicje medycyny opartej na dowodach naukowych:

„Medycyna oparta na dowodach naukowych to staranne, jednoznaczne i rozsądne wykorzystanie najlepszych aktualnych dowodów przy podejmowaniu decyzji dotyczących opieki nad pacjentami indywidualnymi. Praktyka medycyny opartej na dowodach naukowych oznacza połączenie indywidualnej klinicznej wiedzy specjalistycznej z najlepszymi dostępnymi zewnętrznymi dowodami klinicznymi uzyskanymi w wyniku systematycznych badań.” (Sackett)


"EBM (Evidence-Based Medicine – medycyna oparta na dowodach, przyp. tłum.) to połączenie najlepszych dowodów naukowych z naszą kliniczną wiedzą oraz unikalnymi wartościami i okolicznościami, w jakich znajduje się pacjent." (Strauss)


Jednakże, gdy praktycy CAM twierdzą, że formalne badania naukowe i medycyna naukowa ignorują indywidualne różnice, zwykle odnoszą się do praktyki studiowania grup pacjentów w kontrolowanych warunkach, a następnie stosowania wniosków wyciągniętych z tych badań do opieki nad jednostkami. Twierdzą, że ponieważ wszyscy jesteśmy całkowicie unikalnymi płatkami śniegu, to, czego uczymy się na grupach, nie może nam powiedzieć niczego przydatnego na temat poszczególnych osób.

Argument ten upada całkowicie, jeśli po prostu spojrzymy na dowody na ogromną skuteczność medycyny opartej na wiedzy naukowej. Przez dziesiątki tysięcy lat patrzono na pacjentów jeden po drugim i próbowano na podstawie tych doświadczeń dowiedzieć się, co zrobić dla kolejnego pacjenta. Nie udało się w ten sposób opanować ani wyeliminować żadnych powszechnych chorób, ani też znacząco poprawić długości i jakości życia i zdrowia ludzkiego. Kilka stuleci stopniowego polegania na formalnych badaniach naukowych zamiast na takich przypadkowych indywidualnych doświadczeniach wymazało lub drastycznie zredukowało wiele powszechnych i śmiertelnych chorób, prawie podwoiło średnią długość życia (przynajmniej tym, których stać na stosowanie medycyny opartej na nauce) i pod wieloma innymi względami jednoznacznie poprawiło nasze zdrowie. Wymaga głębokiego samooszukiwania się, aby zaprzeczyć, że nauka działa lepiej niż przednaukowe, nieustrukturyzowane sposoby poszukiwania sposobów zachowania i przywrócenia zdrowia.

Jednak na poziomie bardziej teoretycznym, rozważmy taką rzecz: statystyki mogą bardzo precyzyjnie wskazać prawdopodobieństwo wygranej lub przegranej w grze losowej na poziomie grupy. Oczywiście, jako jednostki, nie możemy wiedzieć z pewnością, czy wygramy, czy przegramy, jeśli pojedziemy do Las Vegas i zagramy w gry hazardowe, ponieważ statystyki te opisują tylko to, co dzieje się w trakcie wielu prób, czyli, co stanie się średnio, gdy grać będzie duża liczba ludzi. Nie przewidzą, jakie będą wyniki w blackjacku lub ruletce dla nas, jako unikalnych jednostek. Jest to bardzo podobne do sytuacji w nauce, gdzie kontrolowane badania dotyczą wyników na poziomie grupy, ale nie są w stanie dokładnie przewidzieć wyników terapii u konkretnego pacjenta.

A jednak kasyna zarabiają ogromne sumy, korzystając z praw statystyki i przewidując, że większość ludzi przegra. Jest to dla nich udana strategia. Wiele osób traci, a niektóre z nich doświadczają katastrofalnych konsekwencji osobistych wyobrażając sobie, że są wyłączone z praw statystyki mających zastosowanie do grup i że jakiś szczególny czynnik indywidualny pozwoli im pokonać te prawa. Jeśli decydujemy się wierzyć, że ogólne zasady statystyczne nie mają do nas zastosowania, ponieważ jesteśmy szczególni i unikalni, wielu z nas zrujnuje sobie życie przegrywając w Vegas - i w medycynie. Decyzja, czy grać zgodnie z prawami statystyki określonymi przez formalne badania nie daje żadnych gwarancji, ale jest o wiele bardziej prawdopodobne, że uzyskamy wówczas dobry wynik niż wtedy, gdy wyobrażamy sobie, że prawa statystyki nie mają znaczenia, ponieważ każdy z nas jest wyjątkowy.

Wreszcie, gdy promotor CAM twierdzi, że leczy każdego indywidualnego pacjenta w oparciu o jego unikalne cechy, podczas gdy medycyna oparta na nauce traktuje wszystkich pacjentów tak, jakby byli tacy sami, ponieważ opiera wytyczne leczenia na badaniach przeprowadzonych w grupach, jest po prostu w błędzie. Jeżeli seria kontrolowanych badań wskazuje, że w przypadku danej choroby leczenie X jest lepsze niż leczenie Y, i jeśli na podstawie tej informacji zwykle podaję pacjentom z tą chorobą leczenie X, to tak, aplikuję jednostkom informacje uzyskane z badań populacji. Polegam na statystyce.

Jeśli jednak lekarz CAM patrzy na pacjenta i ocenia jego szczególne cechy, a następnie podejmuje decyzję o konkretnym leczeniu, gdzie powstaje związek między tymi cechami a leczeniem? Wykorzystuje on swoje osobiste doświadczenia, zdobyte podczas obserwacji tego, co dzieje się z poprzednimi pacjentami, lub zasady ustanowione przez innych lekarzy na podstawie ich własnych doświadczeń, lub opiera się na ogólnych zasadach wyniesionych z teoretycznych idei stojących za stylem terapii, który stosuje. Innymi słowy, ekstrapoluje na podstawie obserwacji innych pacjentów na osobę, którą obecnie leczy.

Jest to dokładnie to samo, co robią lekarze medycyny opartej na nauce, z jedną ważną różnicą: uogólnienia, które medycyna naukowa stosuje do poszczególnych pacjentów pochodzą z formalnych, kontrolowanych badań mających na celu zrekompensowanie nierzetelności indywidualnych obserwacji i osądów, podczas gdy uogólnienia używane przez CAM pochodzą z nieformalnych, nieustrukturyzowanych obserwacji bez kontroli nieobiektywnych informacji i wielu powszechnych błędów, które sprowadzają nas na manowce, gdy badamy choroby. Praktykujący CAM używają uogólnień opartych na badaniach grup w celu podjęcia decyzji, jak traktować każdy nowy przypadek, ale po prostu polegają na słabszej jakości dowodach grupowych.

Ok, więc jak to się ma do badania klinicznego, które dotyczyło rzekomo zindywidualizowanej terapii ziołowej TCM zapalenia stawów kolana? Cóż, badanie rozpoczęło się od losowego przypisania pacjentów do dwóch grup. Jedna z nich otrzymała zindywidualizowane ziołowe leczenie w oparciu o osobną ocenę każdego przypadku przez doświadczonych praktyków. Druga otrzymała standardowe mieszanki ziołowe uważane za - ponownie na podstawie wcześniejszych doświadczeń z grupami pacjentów - nie dające żadnych korzyści w przypadku zapalenia stawów. Formuła eksperymentalna składała się z kilku wybranych uprzednio zgodnie z teorią TCM ziół, które uważa się za użyteczne w tego rodzaju chorobie. Jednakże poszczególni pacjenci otrzymywali indywidualne kombinacje tych składników w oparciu o ocenę lekarzy w czasie, gdy byli badani.

Leczenie kontrolne (nie było to placebo, ponieważ zawierało substancje chemiczne, które mogły mieć rzeczywiste skutki fizjologiczne, gdyż żadne z nich nie zostały dokładnie zbadane w badaniach naukowych) było zbiorem ziół nie uważanych za korzystne w zapaleniu stawów w oparciu o wcześniejsze doświadczenie i teorię TCM. Smak został zmieniony tak, żeby przypominał zioła wstępnie wyselekcjonowane do leczenia doświadczalnego, aby trudniej było pacjentom odgadnąć, które leczenie otrzymują. Słyszę już uwagi niektórych zielarzy, że czyni to ją niewłaściwą grupą kontrolną, bowiem smak jest jedną z przewodnich zasad użycia ziół w niektórych podejściach do medycyny zielarskiej. Pozostawię ten pseudonaukowy sprzeciw na razie na boku, ponieważ nie ma on bezpośredniego znaczenia w tym miejscu.

Charakterystyka wyjściowa była podobna w obu grupach pacjentów, a randomizacja i zaślepienie wydawały się być właściwie prowadzone. Ogólnie rzecz biorąc, badanie było dobrze przemyślane pod względem metodologicznym. Uwzględniono pacjentów, którzy nie pojawili się do ponownej oceny, podjęto też wysiłek, aby zastosować standardowe i z góry określone wskaźniki skuteczności.

A więc jakie były wyniki? Cóż, jak to zwykle bywa w badaniu dotyczącym subiektywnego wyniku, takiego jak ból, wszystkim pacjentom poprawiło się. Nie było jednak żadnej różnicy między tymi, którzy otrzymali zindywidualizowane leczenie a tymi, którym podano losowy ziołowy koktajl, po którym nie oczekiwano, że będzie miał wpływ na zapalenie stawów. To najprawdopodobniej nie wskazuje na nic innego niż nieswoiste efekty związane z uczestnictwem w badaniu, w tym placebo, regresję do średniej, efekt Hawthorne'a i wszystkimi znanymi nam zjawiskami, które zmylają nas w badaniach klinicznych i w życiu codziennym.

Opracowanie to dobrze ilustruje kilka zagadnień związanych z rzekomą indywidualizacją leczenia CAM. Po pierwsze, pokazuje to, że takie leczenie w żadnym sensie nie jest bardziej zindywidualizowane niż wysokiej jakości leczenie oparte na nauce. Wybór ziół na podstawie wcześniejszych doświadczeń, historyczne zastosowanie, tradycja i nienaukowe teorie Tradycyjnej Medycyny Chińskiej, a następnie wybór, które z tych ziół dać każdemu pacjentowi w oparciu o to samo wcześniejsze doświadczenie i nienaukowe teorie, jest nadal stosowaniem uogólnień opartych na grupach w odniesieniu do jednostek. Tyle tylko, że wykorzystuje się uogólnienia oparte na niewiarygodnych źródłach danych.

Badanie pokazuje również, że indywidualizacja terapii w ten sposób nie zwiększa skuteczności leczenia. Nic dziwnego, że badanie wykazało, jak już wspomniano wcześniej, że dopasowanie leczenia do osób na podstawie uogólnień pochodzących z tendencyjnych i nierzetelnych źródeł informacji prowadzi do terapii nie bardziej skutecznej niż kiedy losowo wyciągnie się zioła z koszyka.

Różnica między skuteczną medycyną opartą na nauce a nieskuteczną medycyną jakiegokolwiek rodzaju, konwencjonalną lub alternatywną, polega na tym, że ogólne zasady stosowane w terapii opierają się na formalnych, kontrolowanych badaniach, które kompensują słabości naszego indywidualnego, nieformalnego i nieustrukturyzowanego osądu. Jeśli zindywidualizowana medycyna oznacza tylko wykorzystanie nieformalnych obserwacji grupowych zamiast ustrukturyzowanych obserwacji naukowych do kierowania terapią, to nic dziwnego, że nie działa ona lepiej niż przypadkowo dobrane leczenie, bez żadnych zasad przewodnich.

oryginalny post: Testing the "individualization" of CAM treatments
blog: Science-Based Medicine
6 lipca 2012

Brennen McKenzie jest lekarzem weterynarii, absolwentem Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Pensylwanii, należy do zarządu i jest byłym przewodniczącym Towarzystwa Medycyny Weterynaryjnej Opartej na Nauce (EBVMA – Evidence-Based Veterinary Medicine Association). Pracuje w prywatnej lecznicy weterynaryjnej dla małych zwierząt w Kalifornii. Publikuje artykuły w naukowych pismach weterynaryjnych, prowadzi bloga SkeptVet, gdzie porusza tematykę medycyny opartej na nauce i pseudomedycyny w weterynarii.
Udostępnij:

środa, 9 maja 2018

Mity placebo obalone

Steven Novella

Metody leczenia oparte na placebo są często przedstawiane jako magicznie uzdrawiające efekty wykorzystujące fenomen leczenia umysłem, ale są to w głównej mierze jedynie iluzje i niespecyficzne efekty.

Efekty placebo są przeważnie błędnie rozumiane, nawet przez specjalistów, a to prowadzi do licznych przypadków niechlujnego myślenia na temat potencjalnych metod leczenia. Ten problem jest skrzętnie wykorzystywany przez zjawisko medycyny alternatywnej.

Kilka dziesięcioleci temu zwolennicy tzw. CAM (Complementary and Alternative Medicine – Medycyny Komplementarnej i Alternatywnej, przyp. tłum.) obiecywali, że gdyby tylko preferowane przez nich, acz niekonwencjonalne, metody leczenia zostały właściwie przetestowane, medycyna odkryłaby, jak bardzo są skuteczne. „Skuteczny” (a raczej „skuteczność”) ma w medycynie konkretną definicję – oznacza to, że w zaślepionym, kontrolowanym badaniu klinicznym leczenie dało statystycznie wyraźnie lepszy efekt, niż placebo. Kilka dziesięcioleci później, po przeprowadzeniu tysięcy badań, okazało się, że najpopularniejsze metody CAM (homeopatia, akupunktura, reiki, manipulacja /prawdopodobnie chodzi o kręgarstwo, przyp. tłum./ ze wskazań medycznych, i wiele innych) nie są skuteczniejsze od placebo. Oznacza to, że nie działają.

Niezniechęceni rzeczywistością, proponenci CAM po prostu przedefiniowali swoje cele. Teraz wielu z nich mówi, że efekty placebo są realne, a więc to, że ich metody lecznicze są tak skuteczne, jak placebo oznacza, że „działają”. Jako część tej strategii, wypromowali i wyolbrzymili popularne mity o efektach placebo. Przyjrzyjmy się tym mitom bliżej, aby pokazać, dlaczego są błędne.

Mit nr 1 – „efekt” placebo

Pierwszym i najważniejszym mitem o placebo jest to, że jest jeden efekt placebo (w liczbie pojedynczej). Ta pomyłka jest zrozumiała, ponieważ naukowcy często mówią o „efekcie” placebo. Odnoszą się oni jednak do tego, co zostało zmierzone w ramieniu badania klinicznego, gdzie pacjentom podano środek placebo – ten efekt (różnica między leczeniem bazowym albo brakiem leczenia a placebo) jest efektem placebo dla danego badania.

Jest wiele efektów placebo, które powodują tę różnicę. Wszystko, co może dać pozór poprawy dołączy się do zmierzonego efektu placebo. Te efekty placebo to m.in.: powrót do średniej – kiedy objawy są w stanie zaognienia, jest prawdopodobne, że powrócą do swoich wartości bazowych same z siebie. Jeśli spojrzymy na jakąkolwiek chorobę, której natężenie zmienia się w czasie, to po jakimkolwiek leczeniu, które zastosujemy, kiedy objawy są w szczytowym momencie, jest spora szansa, że zupełnie przypadkowo nastąpi okres zmniejszenia się intensywności objawów.

Podobnym, ale odrębnym zjawiskiem jest to, że wiele chorób to przypadłości samooograniczające się. Jeśli jesteśmy przeziębieni, prawdopodobnie się nam polepszy, nawet jeśli nie zrobimy nic – a więc cokolwiek zastosujemy – nastąpi poprawa. Istnieje również określone nastawienie w postrzeganiu i komunikowaniu subiektywnych objawów. Ludzie chcą poczuć się lepiej, chcą myśleć, że leczenie działa, mogą też chcieć zadowolić badacza lub swojego lekarza. Dalej jeszcze, badacze i lekarze chcą, żeby ich metody leczenia działały.

Istnieją również liczne możliwe efekty niespecyficzne mające źródło w fakcie bycia leczonym. Nadzieja może być bardzo pozytywną emocją i samo to może sprawić, że ludzie subiektywnie odczuwają poprawę. Pacjenci w badaniu otrzymują też uwagę lekarską i prawdopodobnie zwracają na swoje zdrowie większą uwagę. Mogą również lepiej współpracować w stosowaniu innych metod leczenia.

Samo leczenie, które jest właśnie przedmiotem badań, może mieć kilka komponentów, niektóre specyficzne, inne nie. Czy ludzie czasem czują się lepiej po sesji reiki lub akupunktury ponieważ przebywali w pozycji leżącej, słuchając muzyki i wąchając kadzidełko podczas zabiegu? Jak duży efekt wywarła relaksacja? Czy ma znaczenie to, czy igły naprawdę są wbijane w rzekome punkty akupunkturowe? (odpowiedź brzmi: nie)

Mit nr 2 – efekty placebo mogą działać leczniczo

Ponieważ często uważa się, że „efekt” placebo jest jedną rzeczą, ta jedna rzecz jest uważana za prawdziwe, fizyczne leczenie na zasadzie umysłu leczącego ciało. Nie ma jednak dowodów na taką interpretację. W rzeczywistości badacze, którzy szukali tego realnego efektu leczniczego pokazali tylko, że taki efekt nie istnieje.

Część problemu jest spowodowana tym, że termin „leczenie” jest nieprecyzyjny. Nie ma konkretnej definicji, ale implikacja jest taka, że zachodzi biologiczna naprawa. W praktyce badacze rozróżniają obiektywne i subiektywne wskaźniki poprawy. Subiektywne oznaczają po prostu, że pacjent sam stwierdza, że czuje się w jakiś sposób lepiej. Ocenia na przykład nasilenie odczuwanego przez siebie bólu. Obiektywny wskaźnik to coś, co można zmierzyć, jak ciśnienie krwi, przeżywalność czy masa guzowa.

Przegląd systematyczny badań nad nowotworami złośliwymi na przykład pokazał, że interwencje placebo spowodowały niewielką poprawę w objawach subiektywnych, ale brak poprawy w samej chorobie.

Efekty placebo można podzielić na kilka kategorii. Jedna z nich to iluzje – błędne spostrzeżenia poprawy spowodowane regresją do średniej lub nieobiektywnym przekazywaniem informacji. Drugą kategorią są niespecyficzne efekty, takie jak komfort emocjonalny zapewniany przez zajmującą się nami osobę, relaksacja, lepsze dbanie o siebie czy stosowanie się do zaleceń. Trzecia kategoria składa się z efektów, które mają źródło tyko w interwencjach psychologicznych. Łączność między ciałem a umysłem istnieje – i nazywa się mózgiem.

Nie ma jednak magicznej kontroli mózgu nad biologicznymi czy fizjologicznymi procesami, które nie mają z nim połączenia poprzez nerwy lub hormony.

Mit nr 3 – u zwierząt i małych dzieci nie może zachodzić efekt placebo

Ten mit wynika z fałszywego założenia, że aby doświadczyć efektu placebo, trzeba wierzyć, że leczenie, któremu się poddajemy, działa. To wiara powoduje ten efekt, więc jest warunkiem koniecznym do jego zaistnienia. Logicznie wynika z tego, że zwierzęta i małe dzieci, które nie mogą wiedzieć, że są leczone, nie mogą doświadczać efektu placebo. W tym kontekście każda poprawa musi być zatem fizjologiczną odpowiedzią na samo leczenie.

Powinno już być w tym momencie jasne, że te założenia są niepoprawne. Jest wiele źródeł efektu placebo, które nie zależą od tego, czy pacjent wie, że otrzymuje leczenie – regresja do średniej, samoograniczająca natura wielu schorzeń, czy efekty niespecyficzne lub korzyści z równolegle stosowanych zabiegów.

Idąc jednak dalej, ktoś musi ocenić, czy zwierzęciu lub dziecku się polepszyło. Ta osoba jest podatna na nieobiektywną percepcję i raportowanie, zatem dołoży się do mierzonego efektu.

Oznacza to, że badania z udziałem zwierząt i dzieci nadal muszą być odpowiednio zaprojektowane tak, żeby osoba oceniająca wyniki nie wiedziała, kto otrzymuje prawdziwe leczenie.

Mit nr 4 – wymyślne lub alternatywne formy leczenia dają lepsze efekty placebo

Desperacko pragnąc znaleźć jakąś rolę dla preferowanych przez siebie, ale nieskutecznych metod leczenia, wiele osób zajmujących się alternatywną medycyną twierdzi, że ich prawdziwe znawstwo polega na maksymalizacji efektów placebo. Ok, jasne, dowody naukowe pokazują, że moja metoda leczenia nie działa lepiej niż placebo, ale efekty placebo są prawdziwe, a ja jestem bardzo dobry/a w ich wywoływaniu. Jest to zagrywka „na medycynę placebo”.

Pierwszą część tego twierdzenia już obaliłem. Nie ma również żadnych dowodów na prawdziwość drugiej części, że praktykujący medycynę alternatywną umieją wywoływać więcej efektu placebo. Dowody naukowe pokazują, że wszystkie interwencje dają jakiś efekt placebo, i jest to zależne w głównej mierze od rodzaju rezultatu, który obserwujemy. Im bardziej jest on subiektywny i zależny od zmiennych takich jak nastrój, tym większy będzie zmierzony efekt.

Istnienie efektu placebo nie usprawiedliwia stosowania niedziałających czy pseudonaukowych metod leczenia. Można wywołać te same efekty stosując interwencje oparte na nauce. Warto tu wspomnieć o pojęciu placebo bez oszukiwania. Jest to z pewnością możliwe, jeśli włączymy wszystkie niespecyficzne i statystyczne efekty, ale większość pacjentów prawdopodobnie nie byłaby szczęśliwa, wiedząc, że otrzymuje leczenie, które nie działa, tylko po to, żeby zmieniła się ich percepcja objawów. Wszelkie pseudonaukowe metody leczenia, nawet jeśli usprawiedliwione istnieniem efektu placebo, wymagają pewnej dozy oszustwa, a to narusza autonomię pacjenta.

Inną zmienną, która wydaje się być ważna, ale wymaga dalszych badań, jest związek terapeutyczny między leczącym a leczonym. Pozytywna relacja może zwiększyć mierzony efekt placebo, ale może to być tylko jeszcze jedną miarą określonego nastawienia.

W każdym razie, jeśli jest cokolwiek użytecznego w efektach placebo, można je osiągnąć zapewniając pozytywną relację terapeutyczną oraz interwencje oparte na nauce i kierując się etycznymi wymogami świadomej zgody i autonomii pacjenta.

oryginalny post: Placebo Myths Debunked
blog: Science-Based Medicine
15 listopada 2017

Steven Novella jest neurologiem klinicznym w Yale University School of Medicine. Jest przewodniczącym i założycielem Towarzystwa Sceptycznego Nowej Anglii, gospodarzem i producentem popularnego cotygodniowego podcastu naukowego Sceptyków Przewodnik po Wszechświecie (udziela się też na tamtejszym blogu), założycielem i głównym redaktorem wpływowego bloga Science-Based Medicine, prowadzi też osobistego bloga NeuroLogicaBlog, gdzie podejmuje tematy związane z neurologią, jak również ogólnie z nauką, naukowym sceptycyzmem, filozofią nauki, krytycznym myśleniem i sprawami na pograniczu nauki i mediów/społeczeństwa.

Udostępnij:

czwartek, 26 kwietnia 2018

Lektyny – czas się bać

Steven Novella
Chcesz zarobić dużo pieniędzy przez internet? Oto prosty przepis. Po pierwsze, wyzbądź się standardów etycznych i jakichkolwiek skrupułów. Zwalcz wszelką potrzebę intelektualnej uczciwości.

Następnie udawaj, że jesteś ekspertem. Prawdziwe kompetencje nie są konieczne. W rzeczywistości nie potrzebujesz nawet podstawowego poziomu wiedzy z piątej klasy. Istnieją tytuły, których możesz używać bez żadnego wykształcenia: trener zdrowego stylu życia, żywieniowiec, specjalista od zdrowia, cokolwiek.

Teraz jesteś już prawie gotowy. Wszystko, co musisz zrobić, to stworzyć zapotrzebowanie na jakąś bezużyteczną cudowną substancję, którą będziesz mógł sprzedawać online za jakąś niedorzeczną kwotę. W tym momencie możesz pomyśleć - dlaczego ktoś miałby kupować moje bezużyteczne panaceum? Tak naprawdę to dużo łatwiejsze niż myślisz, a marketerzy stosują jakąś wersję tej strategii, odkąd tylko wymyślono system barterowy. Krótko mówiąc - posłuż się strachem.

Po prostu spraw, żeby Twoje cele (znaczy, klienci) zaczęły się czegoś bać, a następnie sprzedaj im rozwiązanie. To łatwiejsze niż myślisz - wszystko, czego potrzebujesz, jest już w internecie. Niedawno John Oliver pokazał, w jaki sposób Alex Jones używa szalonych teorii spiskowych, by podsycać strach i wzburzenie u swoich odbiorców, a następnie sprzedaje im filtry wody i suplementy jako rozwiązanie. Sprzedaje także kulturę spisku i przekonuje swoich łatwowiernych odbiorców, że muszą go wspierać, aby mógł wydobyć prawdę na światło dzienne. Jones może nawet przyznać, że to wszystko tylko gra, a i tak nie ma to znaczenia, ponieważ z powodzeniem stworzył środowisko, w którym to on decyduje, co jest faktem i prawdą - sen marketera.

Istnieje również wiele gotowych narracji, których możesz użyć, aby sprzedać swoje bezużyteczne bzdury. Po prostu wykorzystaj koniunkturę na straszenie czymś. Obawy o produkty spożywcze prawdopodobnie będą najlepszym rozwiązaniem, szczególnie jeśli jesteś początkujący.

Obecni guru zdrowotni już przetarli dla Ciebie szlak. W ich narracji marketingowej wszystkie pokarmy są albo strasznymi toksynami, albo superżywnością o magicznych właściwościach. Jedyne, co musisz zrobić, to napisać artykuł, w którym stwierdzisz, że jakieś pożywienie sprawia, że wszyscy chorują. Następnie - zaproponuj ratunek. Może to być produkt spożywczy, książka kucharska, która mówi, jak unikać toksycznego pokarmu, lub jakiś specjalny suplement, który przeciwdziała skutkom złego jedzenia, powodującego choroby. (To nie muszą być nawet prawdziwe choroby - po prostu powiedz, że szkodliwe pożywienie powoduje nadwagę, utratę energii, czy różnego rodzaju dolegliwości bólowe. Nie zapomnij dodać, że należy stosować Twoje rozwiązanie dla optymalnego zdrowia, w ten sposób obejmiesz wszystkich.)

Weź na przykład lektyny.

Prawdopodobnie słyszałeś już o glutenie. To był prawdziwy wyczyn – zdrowotni guru byli w stanie przekonać ogromną liczbę ludzi, że mają nadwrażliwość na gluten. Piękne jest to, że zmusiło to naukowców do przestudiowania tego pytania, nadając mu prawdziwie naukową nazwę - nieceliakalna nadwrażliwość na gluten (NCGS - ludzie uwielbiają mówić, że mają chorobę, która jest ciągiem liter). Co więcej, nauka jest zawsze chaotyczna, co oznacza, że zostaną opublikowane jakieś badania, które będziesz mógł przytoczyć i twierdzić, że wspierają Twoją teorię - nawet jeśli wcale tak nie jest.

Możesz nawet straszyć całymi kategoriami pożywienia  - węglowodanami, nabiałem, zbożami, czymkolwiek.

Tutaj trafiamy na inny sprzyjający Ci fakt - wszystko jest toksyną, zależy to tylko od dawki. Prawie wszystko, co jemy, ma pewien toksyczny potencjał. Wszystkie rośliny wytwarzają toksyny w celach obronnych, dzięki czemu toksyny można znaleźć wszędzie. Większość spożywanych pokarmów ma również wartość odżywczą, a składniki odżywcze są niezbędne dla funkcjonowania organizmu. Możesz więc powiedzieć o każdym pożywieniu, że jest toksyczne, koncentrując się na negatywnych skutkach przyjmowania o wiele większych jego dawek, niż ktokolwiek kiedykolwiek zje. Możesz także ten sam pokarm przedstawić jako superżywność, wskazując po prostu, w jaki sposób zawarte w nim składniki odżywcze są używane przez organizm.

Istnieje wiele toksyn i superpokarmów, które możesz wykorzystać, ale jeśli dopiero zaczynasz, wybierz coś, co już w tej chwili dobrze się zapowiada. Najnowszym „toksycznym pokarmem” są obecnie lektyny. Właściwie to był rzut monetą – zdrowotni guru mogli równie dobrze promować lektyny jako superżywność, ale negatywna narracja już „zaskoczyła”, więc na nią będziemy stawiać.

Lektyny są klasą białek roślinnych, które wiążą się z glukozą. Służą one generalnie do sklejania komórek i innych rzeczy razem. Są powszechne w ziarnach i fasoli. W rzeczywistości różne lektyny mają różny potencjał toksyczny, ale jest to złożoność, w którą nie musisz się zagłębiać. Po prostu traktuj wszystkie lektyny tak, jakby były takie same, tak będzie łatwiej. Niektóre lektyny w dużych dawkach mogą powodować problemy żołądkowe, takie jak nudności i biegunka. To czysta nauka - i tyle detali wystarczy, żeby przestraszyć ludzi.

Dodaj również, że lektyny jednocześnie powodują stan zapalny i tłumią układ odpornościowy. Nie martw się, Twoi klienci nie zauważą sprzeczności. Zawsze dodawaj trochę informacji o stanie zapalnym, ponieważ praktycznie wszystko aktywuje system immunologiczny w jakiś sposób. To właśnie robi system odpornościowy - reaguje na rzeczy. Możesz wtedy twierdzić, że ponieważ jakiś marker aktywności immunologicznej rośnie w obecności ogromnych ilości oczyszczonych lektyn na płytce Petriego, lektyny wywołują wszelkiego rodzaju choroby. Poważnie - to zadziała.

Nie przejmuj się krytykami, którzy powiedzą, że gotowanie niszczy prawie wszystkie lektyny w pożywieniu (wiesz, ponieważ białka rozpadają się pod wpływem ciepła). Po prostu zignoruj ten fakt. Jeśli powiesz ludziom, że surowa fasola ma wysoką zawartość lektyn, to prawda. Jeśli zjedzą dużo surowej fasoli, to prawdopodobnie będą chorzy. Tylko nie wspominaj, że gotowanie fasoli, które jest niezbędne do jej zjedzenia, prawie całkowicie niszczy lektyny.

Lektyny są również substancjami "antyodżywczymi", ponieważ mogą zmniejszać wchłanianie niektórych witamin i innych składników odżywczych. I tu mamy kolejną dobrą wskazówkę, o której należy pamiętać - liberalne użycie prefiksów "anty" lub "pro" (przeciwutleniacz, probiotyki itp.). Jest to łatwy sposób na zasygnalizowanie, że coś jest dobre lub złe – bardzo binarny, co jest esencją narracji, którą sprzedajesz.

Możesz się martwić, że nie ma faktycznych dowodów na to, że lektyny spożywane w regularnej diecie są szkodliwe, a twoje cudowne specyfiki są bezwartościowe, ale nie ma powodu. Nauce zajmuje 10-20 lat, aby dojść do jakichkolwiek wniosków. W międzyczasie będzie dysponowała w większości podstawową nauką i badaniami na zwierzętach. To jest kopalnia złota dla guru zdrowotnego sprzedającego „cudowne środki”, ponieważ badania przedkliniczne pokazują najróżniejsze rzeczy. Naukowcy lubią sprawdzać, co się dzieje, gdy podaje się ogromne dawki różnych substancji komórkom lub zwierzętom, jako weryfikację koncepcji. To wspaniała okoliczność, ponieważ to, że będą się działy różne negatywne rzeczy jest prawie gwarantowane, a Ty możesz to wykorzystać, by promować swoją siejącą strach narrację. Możesz nawet zrobić sobie zdjęcie w białym fartuchu, omawiając najnowsze badania na zwierzętach, aby wzmocnić swój fałszywy autorytet.

Minie 20 lat, zanim ostatecznie badania kliniczne udowodnią, że wszystko, co twierdzisz i sprzedajesz jest oszukańczym nonsensem. Do tego czasu będzie już istniał dobrze prosperujący rynek dla twojego panaceum, a strach, który pomogłeś stworzyć, będzie głęboko zakorzeniony w kulturze. Nauka przyjdzie za późno. Jeśli jednak rynek zacznie słabnąć, ponieważ ludzie nie będą czerpać korzyści z bzdur, które sprzedajesz, na pewno pojawi się kolejna moda żywnościowa, czekająca, aż ktoś ją podchwyci. Istnieje nieskończona liczba substancji, które można promować lub nimi straszyć. Natomiast w przeciągu pokolenia, gdy wszyscy już zapomną, co było kiedyś, można poddać recyklingowi stare obawy żywnościowe. To niekończący się cykl i nigdy nie zabraknie ci materiału.

I znowu, nie martw się o naukowców i sceptyków, którzy powiedzą, że wszystko, co sprzedajesz, to nienaukowy nonsens. Po prostu powiedz, że są opłacani przez big-cośtam, a twoja grupa docelowa to łyknie. Jeśli to konieczne, wspomnij coś niejasno o jakimś spisku. Pamiętaj - rzeczywista nauka nie ma znaczenia. Sprzedajesz atrakcyjną narrację, a ludzie ją kupią.

oryginalny post: Lectin – The New Food Bogeyman
blog: NeuroLogicaBlog
4 sierpnia 2017

Steven Novella jest neurologiem klinicznym w Yale University School of Medicine. Jest przewodniczącym i założycielem Towarzystwa Sceptycznego Nowej Anglii, gospodarzem i producentem popularnego cotygodniowego podcastu naukowego Sceptyków Przewodnik po Wszechświecie (udziela się też na tamtejszym blogu), założycielem i głównym redaktorem wpływowego bloga Science-Based Medicine, prowadzi też osobistego bloga NeuroLogicaBlog, gdzie podejmuje tematy związane z neurologią, jak również ogólnie z nauką, naukowym sceptycyzmem, filozofią nauki, krytycznym myśleniem i sprawami na pograniczu nauki i mediów/społeczeństwa.
Udostępnij:

czwartek, 19 kwietnia 2018

Porównując długoterminowe ryzyko porodu pochwowego i cięcia cesarskiego

Amy Tuteur

Nowe badanie opublikowane wczoraj na łamach PLOS porównuje długoterminowe ryzyko związane z porodem pochwowym i cięciem cesarskim.

Praca nosi tytuł Długoterminowe ryzyko i korzyści związane z cięciem cesarskim dla matki, dziecka i kolejnych ciąż: przegląd systematyczny i metaanaliza. Oprócz porównania, daje nam również lekcję tego, jak badacze mogą przedstawić wyniki w celu doprowadzenia do preferowanej przez siebie konkluzji.

Autorzy zaczynają założeniem, że cięcia cesarskie są „złe”:

„Odsetek cięć cesarskich wzrasta na całym świecie, w 2016 roku osiągając w Europie 24.5%, 32% w Ameryce Północnej i 41% w Ameryce Południowej. W przypadku komplikacji u matki lub dziecka, cięcie cesarskie może skutecznie zredukować problemy zdrowotne i śmiertelność matek i dzieci; jednakże, zwiększa się odsetek dzieci urodzonych drogą cesarskiego cięcia bez wskazań medycznych. Krótkoterminowe negatywne skutki cięcia cesarskiego dla matki, takie jak infekcja, krwotok, urazy narządów wewnętrznych czy powikłania zakrzepowo-zatorowe zostały zminimalizowane do tego stopnia, że cięcie cesarskie jest w tej chwili uważane za tak samo bezpieczne, jak poród pochwowy w krajach wysoko rozwiniętych ... Pomimo tego, długoterminowe ryzyko i korzyści z cięcia cesarskiego dla matki, dziecka i kolejnych ciąż są z kobietami omawiane rzadziej ...”

 

„Najgorsze” cięcia cesarskie to te, które są wykonywane bez wskazań medycznych po prostu dlatego, że matka o nie poprosiła:

„Preferencje matek są ważnym czynnikiem wpływającym na rodzaj porodu. Obecnie dowody na długoterminowe komplikacje cięcia cesarskiego nie zostały jeszcze w dostateczny sposób zsyntetyzowane aby umożliwić podejmowanie w pełni świadomych decyzji o sposobie porodu...”


Kobiety zwykle wybierają cesarki na życzenie próbując uniknąć uszkodzeń krocza prowadzących do wypadania narządów miednicy i nietrzymania moczu. Te biedne, nieoświecone kobiety najwyraźniej nie są w pełni poinformowane, choć wcale nie wiadomo, czy są mniej, czy bardziej poinformowane niż kobiety, które decydują się na poród pochwowy. Nic to!

Oto, jak autorzy przedstawili swoje wyniki:

„W porównaniu z porodem pochwowym, cięcie cesarskie redukuje ryzyko nietrzymania moczu i wypadania narządów macicy, ale powinno to być zestawione ze zwiększonym ryzykiem dla płodności, przyszłych ciąż i długoterminowych skutków dla dziecka.”


Autorzy sugerują, że ryzyko dla przyszłych ciąż jest porównywalne ze zredukowanym ryzykiem nietrzymania moczu i wypadania narządów miednicy. Nie jest.

Spójrzmy na cztery najważniejsze długoterminowe negatywne skutki porodu pochwowego i cesarskiego cięcia: wypadanie organów miednicy i nietrzymanie moczu kontra późniejsze łożysko przodujące lub przyrośnięte (najgorsza komplikacja ze wszystkich).

„Wzięto pod uwagę jedno randomizowane badanie i 79 badań kohortowych (wszystkie z krajów wysoko rozwiniętych), łącznie 29.928.274 uczestniczki. W porównaniu z porodem pochwowym, cięcie cesarskie wiązało się ze zmniejszonym ryzykiem nietrzymania moczu, iloraz szans (OR) 0.56 (95% CI 0.47 do 0.66; n=58.900; 8 badań) i wypadania narządów miednicy (OR 0.29, 0.17 do 0.51; n=39.208; 2 badania)... Ciąża po cięciu cesarskim wiązała się ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia łożyska przodującego (OR 1.74, 1.62 do 1.87; n=7.101.692; 10 badań), i łożyska przyrośniętego (OR 2.95, 1.32 do 6.60; n=705.108; 3 badania) ...”


Innymi słowy, cięcie cesarskie obniża o połowę ryzyko nietrzymania moczu i o 70% obniża ryzyko wypadania narządów miednicy. Jednakże, cięcie cesarskie niemal podwaja ryzyko wystąpienia łożyska przodującego w kolejnej ciąży i zwiększa ryzyko wystąpienia łożyska przyrośniętego o prawie 200%. Te wyniki robią wrażenie, o ile nie spojrzy się na ryzyko absolutne.

Używając danych z tego badania, stworzyłam te grafiki, aby zademonstrować absolutne ryzyko różnych negatywnych zdarzeń.

Oto długoterminowe ryzyko porodu pochwowego:

A oto długoterminowe ryzyko cięcia cesarskiego:
Pokazanie tych danych w formie graficznej jasno pokazuje, że długoterminowe ryzyko porodu pochwowego i cięcia cesarskiego nie są w najmniejszym stopniu porównywalne.

Ryzyko wypadnięcia narządów miednicy spowodowane porodem pochwowym jest o wiele rzędów większe niż ryzyko wystąpienia łożyska przyrośniętego. W rzeczy samej, ryzyko wypadnięcia organu miednicy w wyniku porodu pochwowego jest 10.000% wyższe, niż ryzyko późniejszego łożyska przyrośniętego. Tak, dobrze przeczytaliście, pełne 10.000% wyższe. A ryzyko nietrzymania moczu, choć nie aż tak wielkie, nadal jest większe o 1000% po porodzie pochwowym.

Czy powinniśmy się przejmować przyrośniętym łożyskiem jako długoterminowym ryzyku cesarskiego cięcia? Oczywiście, że tak, ale powinniśmy również umieścić to ryzyko w pewnej perspektywie. Łożysko przyrośnięte jest potencjalnie zagrażającym życiu zdarzeniem i każda kobieta powinna być poinformowana o tej możliwości zanim zgodzi się na cesarskie cięcie. Jednak to ryzyko jest bardzo małe w porównaniu ze zmieniającym życie ryzykiem wypadania narządów miednicy i nietrzymania moczu.

Autorzy zwracają uwagę:

„Chociaż nie możemy przedstawić wniosku, ze poród przez cesarskie cięcie powoduje pewne zdarzenia, pacjenci i lekarze powinni być świadomi, że cesarskie cięcie jest powiązane z długoterminowym ryzykiem ... dla kolejnych ciąż i redukcją ryzyka nietrzymania moczu i wypadania narządów miednicy dla matki. Waga, jaką kobiety przywiązują do tych różnych rodzajów ryzyka prawdopodobnie jest zróżnicowana, ale ważne, żeby klinicyści upewnili się, że kobiety są świadome jakiegokolwiek ryzyka, które ma dla nich znaczenie. Kobiety i lekarze zatem powinni być świadomi zarówno krótko-, jak i długoterminowego ryzyka i korzyści z cesarskiego cięcia i przedyskutować je, decydując o sposobie porodu.”


Bardziej poprawna konkluzja brzmiałaby tak:

Chociaż musimy pamiętać o potencjalnie katastrofalnych długoterminowych komplikacjach spowodowanych cesarskim cięciem, ryzyko to jest bardzo małe w stosunku do zmieniających życie długoterminowych komplikacji spowodowanych porodem pochwowym. Ponieważ ryzyko wypadania narządów miednicy spowodowanych porodem pochwowym jest 10.000% wyższe niż ryzyko późniejszego wystąpienia łożyska przyrośniętego spowodowanego cesarskim cięciem, wybór porodu drogą cesarskiego cięcia na życzenie kobiety jest wysoce rozsądne.

blog: The Skeptical OB
24 stycznia 2018

Dr Amy Tuteur jest ginekologiem-położnikiem. Ukończyła Boston School of Medicine, pracowała jako lekarka w Beth Israel Hospital i Brigham and Women’s Hospital, była wykładowczynią położnictwa klinicznego w Harvard Medical School. Autorka książek How Your baby is Born i Push Back – Guilt in the Age of Natural Parenting oraz licznych artykułów m.in. w Time.com, The New York Times, The Boston Globe oraz na stronie Science-Based Medicine. Bloguje od 2006 roku.

Udostępnij:

środa, 4 kwietnia 2018

A co jeśli cesarskie cięcie jest lepsze i bezpieczniejsze niż poród waginalny?

Amy Tuteur

W świecie porodu jest aksjomatyczne, że cięcia cesarskie są "złe", a wysokie wskaźniki cięć cesarskich to "epidemia" i ogromne wysiłki powinny być skierowane na obniżenie ich liczby.

Ale co jeśli cięcia cesarskie są lepsze i bezpieczniejsze niż poród pochwowy? Co, jeśli - pomimo początkowego ryzyka i kosztów - zapobiegają poważnym, zmieniającym życie, kosztownym komplikacjom w przyszłości?

The American Journal of Obstetrics and Gynecology podnosi tą możliwość w artykule wstępnym.

Czy nie powinniśmy proponować wszystkim kobietom w ciąży wyboru planowego cięcia cesarskiego?

Jak wyjaśnia dr Catherine Bradley:

„Wypadanie narządów miednicy mniejszej (POP) jest łagodnym stanem ginekologicznym, który dotyczy wielu kobiet. Szacuje się, że 13% (1 na 8) dorosłych kobiet w USA podda się operacjom na POP do 80 roku życia, co sugeruje, że znacznie więcej kobiet doświadcza objawów POP, ale może szukać opieki nieoperacyjnej lub wybrać brak interwencji. Łagodniejsze POP (wypadnięcie, które pozostaje po wewnętrznej stronie ciała z obciążeniem) jest zwykle bezobjawowe, ale umiarkowane do ciężkiego POP wiąże się ze znacznym i negatywnym wpływem na codzienne czynności kobiet, w tym uciążliwymi wybrzuszeniami pochwy lub objawami wypukłości, obstrukcyjnymi objawami związanymi z oddawaniem moczu i defekacją, zaburzeniami seksualnymi oraz pogorszeniem jakości życia wpływającym na nastrój, sen, związki i aktywność społeczną.”

Chociaż przyczyny są wieloczynnikowe, poród pochwowy jest największym czynnikiem ryzyka.

     „...[C]oraz więcej dowodów sugeruje, że poród pochwowy jest najważniejszym czynnikiem ryzyka wystąpienia POP, szczególnie w przypadku kobiet, u których pojawia się w młodszym wieku. Naukowcy zidentyfikowali poporodowe urazy dźwigacza odbytu, określone jako rozdarcia dźwigacza i jego rozciągnięcie, jako kluczowe czynniki łączące poród pochwowy z rozwojem POP.”

Praca Handy i in. z 2011r. stawia sprawę jasno.


„W porównaniu z cięciem cesarskim bez próby porodu naturalnego spontaniczne porody pochwowe wiązały się ze znacznie większą szansą na wysiłkowe nietrzymanie moczu (iloraz szans [OR] 2.9, przedział ufności 95% [CI] 1.5-5.5) i wypadnięcie do poziomu lub poza płaszczyznę błony dziewiczej (OR 5.6, 95 % CI 2.2-14.7). Narzędziowy poród pochwowy znacznie zwiększa ryzyko wszystkich zaburzeń dna miednicy, zwłaszcza wypadnięcia (OR 7.5, 95% CI 2.7-20.9). Wyniki te sugerują, że 6.8 dodatkowych porodów narzędziowych lub 8.9 spontanicznych porodów pochwowych w stosunku do porodów cesarskich doprowadziłoby do jednego dodatkowego wypadnięcia ...”

Innymi słowy, u 1 na każde 9 kobiet, które urodziły drogami natury, a nie poprzez cięcie cesarskie, wystąpi wypadnięcie narządu miednicy. Liczba ta jest nawet wyższa w przypadku porodów narzędziowych (z użyciem kleszczy lub próżnociągu). Jedna na siedem kobiet, które przechodzą poród narzędziowy zamiast cesarskiego cięcia będzie miała POP.

Konsekwencje nie są błahe i wiele operacji pochwy, w tym histerektomii, wykonuje się, aby je skorygować. I to nie wliczając kosztów wkładek higienicznych i wpływu na jakość życia kobiet i ich funkcje seksualne.

Od dawna wiemy, że cesarskie cięcie jest bezpieczniejsze dla dziecka. Minęło prawie 10 lat, odkąd pierwszy raz napisałam o artykule Problemy zdrowotne i śmiertelność noworodków po planowanym cięciu cesarskim autorstwa Signore i Klebanoffa, który ukazał się w czerwcu 2006r. w specjalnym wydaniu Clinics in Perinatology i koncentrował się na epidemiologii i wpływie cięcia cesarskiego na noworodki.

Autorzy przeprowadzili analizę decyzji:

„modelowanie prawdopodobieństwa śmierci okołoporodowej wśród hipotetycznej kohorty 2 000 000 kobiet, które w 39. tygodniu miały nieskomplikowane ciąże, z których połowa przeszła ECD (elective cesarian delivery – planowane cięcie cesarskie, przyp. tłum.), a połowa miała spontaniczny poród naturalny. Po uwzględnieniu prawdopodobieństwa wystąpienia różnych zdarzeń losowych model oszacował, że chociaż liczba zgonów noworodków była zwiększona w przypadku kobiet, które miały planowe cięcie cesarskie, całkowita śmiertelność okołoporodowa wzrosła wśród kobiet, które miały spontaniczny poród naturalny ze względu na istniejące ryzyko śmierci płodu w ciążach, które trwają dłużej niż 39 tygodni.”

Autorzy doszli do wniosku, że cięcia cesarskie są znacznie bezpieczniejsze dla dzieci:



„Innymi słowy, gdyby 1 milion kobiet poddano cesarskiemu cięciu w 39. tygodniu zamiast czekać na początek porodu i próbę porodu, uratowanoby 692 dzieci, zapobiegniętoby też 517 przypadkom krwotoku śródczaszkowego i 377 urazom splotu ramiennego. W zamian za to wystąpiłoby 8476 dodatkowych przypadków krótkoterminowych problemów oddechowych, 5536 skaleczeń i 2212 dodatkowych przypadków krwotoku poporodowego.”

Biorąc pod uwagę krótkie i długotrwałe korzyści z cesarskich cięć zarówno dla niemowląt, jak i dla matek, czy nie powinniśmy zastanowić się nad słusznością automatycznego odrzucenia cięć cesarskich na życzenie? Czy nie powinniśmy proponować wszystkim kobietom w ciąży wyboru planowego cięcia cesarskiego?

Wyobraźcie sobie, że to mężczyźni doświadczaliby ran, nietrzymania moczu i dysfunkcji seksualnych, aby mieć dzieci. Czy sądzicie, że ktoś by wtedy płakał z powodu "epidemii" cesarek? A może cięcia cesarskie stałyby się tak popularne jak Viagra?

oryginalny artykuł: What if c-sections are better and safer than vaginal birth?
blog: The Skeptical OB
12 marca 2018

Dr Amy Tuteur jest ginekologiem-położnikiem. Ukończyła Boston School of Medicine, pracowała jako lekarka w Beth Israel Hospital i Brigham and Women’s Hospital, była wykładowczynią położnictwa klinicznego w Harvard Medical School. Autorka książek How Your baby is Born i Push Back – Guilt in the Age of Natural Parenting oraz licznych artykułów m.in. w Time.com, The New York Times, The Boston Globe oraz na stronie Science-Based Medicine. Bloguje od 2006 roku.
Udostępnij:

Popularne posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.