David Gorski
W ubiegłym tygodniu pisałem o Clínica 0-19 - klinice w Monterrey w Meksyku, której lekarze twierdzą, że są w stanie leczyć śmiertelnego raka mózgu DIPG stosując chemioterapię dotętniczą i immunoterapię. W tym tygodniu piszę o tym, czego dowiedziałem się od zeszłego tygodnia, a konkretnie dużo więcej o tym, co ci lekarze robią, dlaczego jest to z naukowego punktu widzenia wątpliwe i niesprawdzone, i dlaczego coraz bardziej surowo oceniam tę klinikę, która wykazuje wszelkie przejawy bycia drapieżczą kliniką sprzedającą niesprawdzone leczenie za bardzo wysoką cenę.
Zeszłotygodniowy post o Clínica 0-19 w Monterrey w Meksyku, która oferuje, często błędnie określaną jako "rewolucyjną" i "eksperymentalną", nową terapię na rozlanego glejaka pnia mózgu (DIPG) - śmiertelną chorobę, która w nieproporcjonalny sposób dotyka dzieci - wywołał dużą reakcję. Takiej reakcji nie pamiętam, odkąd pierwszy raz napisałem na temat Stanisława Burzyńskiego. W Clínica 0-19 założyciele Instituto de Oncología Intervencionista (IDOI lub Institute of Interventional Oncology), onkolog dziecięcy dr Alberto Siller i internista neuroradiolog dr Alberto Garcia, oferują słabo opisaną i źle zdefiniowaną chemioterapię dotętniczą pnia mózgu w połączeniu z jeszcze mniej zdefiniowaną i opisaną "immunoterapią" zdesperowanym rodzicom dzieci cierpiących na DIPG. Pobierają przy tym od pacjentów 30 000 dolarów za zabieg wchodzący w skład leczenia składającego się z dziesięciu lub więcej takich zabiegów, wykonywanych głównie w pobliskim szpitalu Angeles.
Czytając historie zdesperowanych rodzin, głównie z USA, Wielkiej Brytanii i Australii, sprzedających mienie, samochody i domy, zwracających się do mediów społecznościowych i stron prowadzących zbiórki pieniędzy, próbując zgromadzić ogromne sumy potrzebne na opłacenie leczenia, miałem mdlące uczucie déjà vu, biorąc pod uwagę moje wieloletnie doświadczenie w pisaniu o Klinice Burzyńskiego i antyneoplastonach. W identyczny sposób liczne newsy o rodzinach dzieci z DIPG, zabierających je do Monterrey, przypomniały mi historie rodzin pacjentów Burzyńskiego z DIPG, udających się do Houston. Z kilkoma zaledwie wyjątkami bezkrytycznie opisywały leczenie oferowane przez IDOI jako "eksperymentalną" terapię lub "eksperymentalny" protokół, czasem tylko napomykając - jeśli w ogóle – o jakiejkolwiek krytyce skierowanej w stronę tamtejszych lekarzy. Ujmijmy to w ten sposób. Aby być terapią eksperymentalną, leczenie musi być w fazie aktywnych testów w laboratorium i muszą być prowadzone badania kliniczne, a lekarze prowadzący IDOI nie prowadzą żadnych badań. Po prostu przeprowadzają leczenie i obciążają pacjentów kosztami, usprawiedliwiając niespełnienie nawet najbardziej podstawowego wymogu publikowania statystyk dotyczących przeżycia i nawrotów, mówiąc, że są "zbyt zajęci ratowaniem życia". Ale jest jeszcze gorzej. W marcu, w odpowiedzi na naiwne historie w australijskiej prasie o "cudownych wynikach leczenia", fundacja Cure Brain Cancer (CBCF) z Australii zaoferowała zasponsorowanie eksperta DIPG, który pojechałby do Monterrey, aby sprawdzić, co robią dr Siller i dr Garcia w Clínica 0-19 i w Hospital Angeles i sprawdzić, czy są oni na dobrej drodze. Fundacja zaoferowała jednocześnie sfinansowanie badania klinicznego protokołu IDOI, jeśli ekspert uznałby wyniki za obiecujące. Odpowiedź kliniki to jeszcze więcej wymówek i obstrukcji. Minęły już cztery miesiące i, o ile mogłem się przekonać, dr Siller nadal nie skorzystał z propozycji CBCF.
Nie spodziewałem się, że będę ponownie pisać o Clinica 0-19 tak szybko, ale, jak wspomniałem wcześniej, reakcja na zeszłotygodniowy post raczej zmusza mnie do tego, żebym to zrobił. Co zabawne, naturopatka Kim Beauchamp nie była zbytnio uszczęśliwiona moim pierwotnym – błędnym - opisem jej strony Making DIPG History jako części Clinica 0-19. To był błąd, który z przyjemnością poprawiłem. Potem jednak, kiedy zgłosiła sprzeciw wobec tego, że nazwałem stronę fanpagem kliniki, określając to mianem „oszczerstwa”, zmieniłem tekst, zwracając uwagę na użycie przez nią „formułki szarlatańskiej” i wspomniałem, że uważam naturopatię za szarlataństwo (dając do zrozumienia nie-lekarce Beauchamp, że trzeba uważać, o co się prosi).
Co ważniejsze jednak, otrzymałem kilka e-maili od rodziców, którzy zabrali dzieci do Monterrey w celu leczenia DIPG. Wszyscy wyrazili takie samo niezadowolenie, że o tym napisałem. Otrzymałem również wiadomość od osoby, której krewny został zabrany przez rodziców do Monterrey i doktorzy Siller i Garcia nie zrobili na nich dobrego wrażenia. W końcu, dowiedziałem się dużo więcej na temat chemioterapii i immunoterapii, które są tam stosowane. Powiedzmy, że nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia.
Tego wszystkiego było za wiele jak na jeden post, nawet jak na poziom słowotoku Gorskiego. A więc zdecydowałem się podzielić tę dyskusję na dwie części. W tym poście skupię się głównie na nowych informacjach o tym, co tak naprawdę robią doktorzy Siller i Garcia i dlaczego jest to nie do obrony z punktu widzenia nauki i etyki. W przyszłym tygodniu lub trochę później w lipcu zakończę, tworząc taką jakby trylogię (podobnie jak w przypadku Rigviru), której ostatni post skoncentruje się na historiach poszczególnych pacjentów. Powiedzmy sobie tak: będę się teraz bacznie przyglądał działalności Clínica 0-19, tak, jak od siedmiu lat robię to w sprawie Stanisława Burzyńskiego. Będę śledził tę sprawę, a te trzy posty – ten jest drugim - to zapewne będzie dopiero początek.
Mistyczna, magiczna chemioterapia dotętnicza oferowana w Clínica 0-19
Jeśli czytaliście mój poprzedni post, wiecie, że spory kawałek tekstu poświęciłem na próbę dojścia do tego, co doktorzy Siller i Garcia tak naprawdę stosują. Nie reklamują, nie publikują ani nie podają w internecie informacji o tym, jakie dokładnie chemioterapeutyki wstrzykują do tętnic prowadzących do pnia mózgu. Na internetowej stronie IDOI pod nagłówkiem „leki”, jedyne, co możemy przeczytać to to:
Zauważcie, że nie podają nawet jednego przykładu. Można by było na przykład spekulować, że jednym z tych środków mógłby być temozolomid. Chociaż nie poprawia on ogólnego wskaźnika przeżywalności ponad to, co osiąga się radioterapią, istnieją dowody, że poprawia przeżywalność u części pacjentów z DIPG. W istniejących próbach klinicznych chemioterapii dotętniczej, jak ta w szpitalu Johns Hopkins, używany jest melfalan. Natomiast doktorzy Siller i Garcia, co odkryłem w wiadomościach od rodziców, używają 11 różnych chemioterapeutyków, bez żadnych racjonalnych przesłanek czy zasady, na której oparta byłaby ich selekcja.
Po opublikowaniu poprzedniego postu skontaktowała się ze mną również pewna pani onkolog i dała mi znać, że w przeszłości miała powód, żeby skontaktować się z doktorami Sillerem i Garcią i zapytać, czego używają. W odpowiedzi okazało się, że używali 1 mg cisplatyny, 15 mg cetuksymabu, 0.25 mg doksorubicyny i 12.5 mg Avastinu. Cisplatyna jest zawierającym platynę chemioterapeutykiem, który zakłóca replikację DNA w szybko dzielących się komórkach, a doksorubicyna jest antybiotykiem antracyklinowym, który wbudowuje się w DNA i również zakłóca jego replikację. Cetuksymab zakłóca aktywność receptora nabłonkowego czynnika wzrostu i jest najczęściej używany w złośliwych nowotworach jelita grubego oraz głowy i szyi. Nie zostało wykazane, aby wydłużał przeżywalność w DIPG, przynajmniej w połączeniu z irynotekanem. Avastin, rzecz jasna, jest czynnikiem antyangiogennym (lekiem, który zakłóca wzrost nowych naczyń krwionośnych mających odżywiać guza). Wyniki badania klinicznego II fazy, które testowały jego połączenie z irynotekanem w leczeniu nawrotu DIPG (co, spójrzmy prawdzie w oczy, jest tym, z czym większość pacjentów jeździ do Clínica 0-19) były rozczarowujące, bez pozytywnych efektów.
Nie mogę również nie zauważyć, że te dawki są bardzo niskie. Na przykład, typowa dawka Avastinu to pomiędzy 5 a 15 mg/kg wagi ciała co trzy tygodnie. Dla przeciętnego dziecka ważącego 10-20 kg jest to dawka nawet 20 razy niższa niż rekomendowana. (Nie wspominając już o fakcie, że o ile wiem Avastin nie został zaaprobowany przez FDA do stosowania u dzieci, co pokazuje, że kiedy doktorzy Siller i Garcia mówią, że używają tylko zaaprobowanych przez FDA środków, trochę mijają się z prawdą.) Podobnie, zwrócono mi uwagę, że dawki doksorubicyny i cisplatyny są nawet niższe. Na przykład, dawka cisplatyny dla dzieci z guzami mózgu poza wskazaniami wynosi około 60 mg/m2 (jest to obszar powierzchni ciała, lub dawkowanie oparte na BSA). Przeciętna trzylatka w 50-tym centylu ma 95 cm wzrostu i waży ok. 14 kg, co wymaga dawki 26 mg. Podobnie, doksorubicynę podaje się u dzieci zwykle w ilości pomiędzy 35 a 75 mg/m2. Widzicie, o co chodzi.
Oczywiście można wysunąć argument, że jeśli wstrzykuje się leki dotętniczo w okolice guza, można tam osiągnąć stężenie leku wystarczająco wysokie, żeby zadziałał – na tym jakby polega cała idea. Czy jednak ktokolwiek myśli, że doktorzy Siller i Garcia faktycznie wykonali trudne badania farmakokinetyczne i farmakodynamiczne na zwierzętach i ludziach niezbędne do określenia tych niższych dawek? Ja zdecydowanie nie. Osobiście myślę, że po prostu wzięli je z sufitu. Jeśli natomiast to zrobili i nie opublikowali tych danych, nie wygląda to wcale lepiej, ponieważ trzymają w sekrecie ważne informacje. Ale byłbym w szoku, gdyby doktorzy Siller i Garcia zrobili cokolwiek przypominającego rygorystyczną pracę przedkliniczną, żeby ustalić te dawki.
W zasadzie, jeśli się to podsumuje, wyniki badań klinicznych chemioterapii w leczeniu DIPG są bardzo rozczarowujące. Więc w gruncie rzeczy, mamy tutaj wiele chemioterapeutyków bez udokumentowanego znaczącego działania na DIPG. Zwrócę jeszcze uwagę , że wspomniana onkolog miała poważne podejrzenia, że dr Siller nie ujawnił całego systemu leczenia, gdyż albo to, albo ma niewiarygodnie drogich dostawców tych leków (osobiście zgadzam się z tym, ale nie byłbym zdziwiony, gdyby to właśnie składało się na leczenie w tamtym czasie, z pokaźnym narzutem, za który płacili pacjenci). Zauważyła też, że nawet to, co zostało ujawnione było znacznie bardziej toksyczne niż paliatywna terapia radiacyjna, co jest niezaprzeczalne (artykuły przeglądowe, które czytałem, zwracały uwagę na stosunkowo wysokie występowanie krwawienia do guza jako komplikacja po zastosowaniu niektórych z tych chemioterapeutyków). Dodajmy do tego absolutny brak transparentności w tym, jakie chemioterapeutyki są stosowane, a zwłaszcza w jaki sposób dr Siller decyduje, których z nich użyć u poszczególnych pacjentów i w jakiej kolejności, i moje sceptyczne antenki zadrgały szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej. Dr Siller twierdzi, że istnieje zasada, według której podejmuje te decyzje, ale jej nie ujawni. Jak dla mnie, to w oczywisty sposób sugeruje, że wymyśla na bieżąco, co zrobić dalej, a stosowanie „spersonalizowanego” schematu leczenia jest wymówką służącą do twierdzenia, że nie może być ono badane w próbach klinicznych i jest tą samą wymówką, którą stosują homeopaci.
Kolejna osoba, która kontaktowała się z doktorem Sillerem napisała do mnie i dała mi dłuższą listę z zeszłego roku. Lista zawiera nazwę handlową, nazwę generyczną i procesy, które są blokowane przez te leki:
Zaltrap (ziv-aflibercept) (VEGF – vascular endothelial growth factor, czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego; angiogeneza)
Laedemab (nimotuzumab) (EGFR – epidermal growth factor receptor, receptor nabłonkowego czynnika wzrostu)
Camptoop (topotekan) (topoizomeraza)
Opdivo (niwolumab) (PD-1)
Avastin (VEGF; angiogeneza)
Trixilem (metotreksat) (reduktaza dihydrofolianowa)
Jevtana (kabazytaksel) (inhibitor mikrotubul)
Yervoy (ipilimumab) (CTLA-4)
Adriamycyna (doksorubicyna) (topoizomeraza)
Blastolem (cisplatyna) (replikacja DNA)
Wow! To jest dopiero rzucanie wszystkiego, co wpadnie w ręce w kierunku guza – bez żadnego ładu i składu. Część z tych leków jest stara i niezbyt droga (np. metotreksat, doksorubicyna), ale niektóre z nich są nowe i bardzo drogie (np. Opdivo). Niektóre z nich są również zbędne. Przykładowo, po co aż dwa leki działające na VEGF? Po co Opdivo, który jest inhibitorem PD-1, działającym na limfocyty T? Dodatkowo, im więcej leków, tym większa szansa na skutki uboczne, nieprzewidziane interakcje i synergistyczną toksyczność. Szczęka mi opadła, kiedy przeczytałem tę całą listę. Pamiętajmy też, że lista jest sprzed roku. Kto wie, co jeszcze dr Siller dorzucił do swojej diabelskiej mikstury?
Owszem, jest możliwe, że te chemioterapeutyki, zwłaszcza wstrzyknięte prosto w arterie prowadzące do pnia mózgu, mogą powodować odpowiedź w postaci zmniejszenia się guza, ale tylko za cenę znacznej toksyczności. Nie zapominajmy też, że są to dzieci, niektóre z nich w wieku przedszkolnym. Za każdym razem, kiedy są poddawane chemioterapii dotętniczej, muszą zostać poddane narkozie, co oznacza, że dzieje się to wielokrotnie. Nie zapominajmy też, że za każdym razem, kiedy pacjent ma chemioterapię dotętniczą, duży cewnik jest wprowadzany do tętnicy udowej i prowadzony do właściwych tętnic za pomocą fluoroskopii. Dzieci mają również liczne punkcje lędźwiowe, aby wprowadzić leki dooponowo (do płynu mózgowo-rdzeniowego, w którym zanurzony jest mózg i centralny układ nerwowy).
Więc co wyróżnia ten protokół? Odpowiedź, którą znalazłem w sekcji FAQ IDOI nie jest specjalnie przekonująca i prawdopodobnie nie byłaby przekonująca dla nikogo, kto leczy pacjentów onkologicznych z perspektywy opartej na nauce:
Tłumaczenie: to jest nasz magiczny protokół, o którym nic wam nie powiemy. Zaufajcie nam.
O co chodzi: jest całkiem możliwe, że wprowadzanie toksycznej chemioterapii i terapii celowanej prosto do tętnic zaopatrujących guza i do płynu mózgowo-rdzeniowego może powodować, że DIPG się skurczy. Jednak problem w tym, że sprzeczne z intuicją wieloletnie doświadczenie mówi onkologom, że początkowa odpowiedź/zmniejszenie niekoniecznie oznacza większą generalną przeżywalność. Oczywiście zmniejszenie się guza jest lepsze niż jego brak albo powiększenie podczas leczenia, ale było wiele prób klinicznych, w których początkowe skurczenie się guza nie doprowadziło do wydłużenia życia. Dlatego tak ważne są badania kliniczne, w których ocenia się generalną długość przeżycia w grupie otrzymującej leczenie. Dodajmy do tego fakt istnienia przypadków, które odstają – czasem nawet znacznie - od prognoz, a kliniki takie, jak Clínica 0-19 podlegają błędowi przeżywalności (survival bias), który polega na tym, że słyszymy o pacjentach, którzy radzą sobie lepiej niż tego oczekiwano, ale już nie tak często (a raczej wcale) o tych, którzy radzą sobie przeciętnie lub gorzej – i potrzeba opublikowania przez doktora Sillera jego statystyk przeżywalnosci staje się moralną i naukową koniecznością. Jeśli jego statystyki są znacznie lepsze niż dane historyczne, może to oznaczać, ze jest na tropie czegoś, choć też niekoniecznie. Pamiętajmy, że pacjenci, których leczy, zwłaszcza ci z Australii i Wielkiej Brytanii są w stanie wytrzymać długie podróże do Meksyku, co sugeruje, że są w fizjologicznie lepszym stanie niż przeciętny pacjent z DIPG i pochodzą z rodzin, które albo stać na wydanie 300 000 dolarów albo którzy potrafią taką sumę szybko zebrać. Można się spodziewać, że tak czy inaczej tacy pacjenci jako grupa prawdopodobnie będą sobie radzić lepiej niż przeciętnie.
Ale co z tą immunoterapią?
Rodzice jednego z pacjentów, którzy do mnie napisali, poczuli się urażeni moja spekulacją, że „immunoterapia” stosowana przez doktora Sillera może być jakimś rodzajem terapii CAR-T dla biednych.CAR-T jest najnowszą innowacją w immunoterapii, w której pobiera się limfocyty T pacjenta, modyfikuje je genetycznie, aby atakowały guz pacjenta, i wprowadza je z powrotem do organizmu. Jedynym powodem, dla którego popełniłem tę spekulację jest to, że nie mogłem nigdzie znaleźć informacji, co dr Siller mógłby robić. Na szczęście, ta sama mama, choć była na mnie najwyraźniej zła i myślała, że mnie „zagnie”, uzupełniła moją wiedzę:
Nazwisko Cristiny Rodriguez pojawiło się już wcześniej w materiałach, które czytałem, ale nie byłem pewien, czy było połączenie z Clínica 0-19. Znając jej nazwisko, mogłem po nim co nieco wyszukać w internecie. Po pierwsze, dowiedziałem się, że nie ma takiego wydziału na Uniwersytecie Monterrey, w którym widniałoby jej nazwisko. Jest jednak María Cristina Rodríguez Padilla, PhD, na Uniwersytecie Nuevo Leon, która wydaje się pasować do opisu, patrząc na jej CV i stronę uniwersytetu, na której widnieje jako profesor i kierownik Wydziału Mikrobiologii i Immunologii oraz dyrektor Laboratorium Wirologii i Immunologii w Szkole Nauk Biologicznych Universidad Autonoma de Nuevo Leon. Jej zainteresowania badawcze to:
Tak, to wydaje się być właściwa profesor Cristina Rodríguez, choć nie mogę być na 100% pewny. Na pewno wydaje się mieć właściwe kwalifikacje.
Ale komórki dendrytyczne? Serio? To technologia z lat 90-tych. Pamiętam, że czytałem o komórkach dendrytycznych jako nowym sposobie stosowania immunoterapii kiedy byłem studentem w latach 90-tych. To była nowość prawie ćwierć wieku temu. Generalnie, komórki dendrytyczne są komórkami prezentującymi antygen. Ich główną funkcją jest procesowanie antygenu i prezentowanie go na swojej powierzchni limfocytom T. To sprawia, że są one kluczowym komponentem mechanizmu, dzięki któremu szczepionki generują specyficzną odpowiedź immunologiczną. Metody wykorzystujące komórki dendrytyczne do leczenia nowotworów złośliwych zasadniczo polegają albo na stymulowaniu ich dla wzmocnienia ich antyrakowej aktywności, albo na usunięciu ich, stymulacji w probówce poza ciałem pacjenta i wprowadzeniu ich z powrotem. Istnieją różne strategie do osiągnięcia takiej stymulacji. Nie wiedząc dokładnie, co robi Rodriguez, trudno jest ocenić, jak prawdopodobne jest osiągnięcie przez nią sukcesu.
Komórki dendrytyczne jako strategia immunoterapii w nowotworach złośliwych jest nadal przedmiotem badań, ale ich rezultaty jak dotąd są rozczarowujące, z klasycznym obiektywnym odsetkiem odpowiedzi rzadko przekraczającym 15%. Co ważniejsze, jest bardzo mało danych na temat komórek dendrytycznych jako potencjalnego leczenia DIPG. Najnowsze badanie, które znalazłem jest z Hiszpanii, i jego konkluzją było jedynie to, że jest możliwe wygenerowanie odpowiedzi immunologicznej specyficznej dla DIPG przy użyciu komórek dendrytycznych. Nie oznacza to, że połączenie jakiejś formy szczepionki z komórek dendrytycznych z innymi terapiami nie może okazać się efektywne, ale w DIPG przynajmniej ta strategia jest jeszcze w powijakach i można to co najwyżej opisać jako potencjalne badania wykazujące dowód koncepcji. Stosowanie komórek dendrytycznych razem z chemioterapią dotętniczą wobec braku dużej ilości danych klinicznych i przedklinicznych nie jest naukowo uzasadnione. Tak naprawdę, jest to najzwyczajniej nieetyczne.
Co do profesor Rodríguez-Padilli, trudno mi było znaleźć w PubMedzie cokolwiek, co mogłoby przypominać to, co miałaby ona robić z komórkami dendrytycznymi i DIPG. Nie istnieją żadne jej publikacje n/t DIPG i tylko jedna dotycząca komórek dendrytycznych i AIDS. Nie jest nawet wymieniona jako główna autorka. Ma natomiast publikacje na temat immunoterapii i nowotworów złośliwych (co dziwne, jest też współautorką artykułu o psychologicznych efektach grupowej hipnoterapii u pacjentów z rakiem piersi podczas chemioterapii). Tak czy inaczej, trudno mi się domyślić, dlaczego wykonywałaby tego typu pracę dla tak szemranej kliniki jak Clínica 0-19, choć mogę pospekulować. Uważam również za zastanawiające, że na stronach jej poświęconych czy na stronach uniwersytetu nie ma żadnej wzmianki o tej pracy. Wygląda to prawie tak, jakby chciała utrzymać swoją współpracę z doktorami Sillerem i Garcią w tajemnicy (to, albo znalazłem niewłaściwą Cristinę Rodríguez, ale bardzo wątpię). Dlatego jestem wdzięczny, że mama tego pacjenta mi o niej powiedziała. Być może nigdy bym się nie dowiedział, kto stoi za „immunoterapią” dla Clínica 0-19 i IDOI i czym ta „immunoterapia” jest.
Koszt tego wszystkiego
Cała ta terapia o nieudowodnionej skuteczności, w skład której wchodzi 10 lub więcej chemioterapeutyków i leków celowanych molekularnie plus nieudowodniona, domowej roboty, zrób-to-sam, immunoterapia kosztują mnóstwo pieniędzy. To jasne, patrząc na post z grupy facebookowej DIPG Support and Awareness:
Dowiadujemy się tutaj, że:
No cóż, ja już wiem, że nie jestem zachwycony protokołem doktorów Sillera i Garcii. To bardzo przypomina stosowaną przez Burzyńskiego terapię celowaną i chemioterapię: rzuca on wszystko, co mu wpadnie w ręce w okolice guza, bez żadnego pomyślunku i żadnej wiedzy, i wygląda na to, że to właśnie robi również dr Siller.
A oto cennik. Istny przekręt, jak się przekonacie:
NED, jak pisałem w zeszłym tygodniu, oznacza „brak dowodów na istnienie choroby”. Popatrzcie jednak na listę opłat. Spójrzcie, jak bardzo przypomina ona model Burzyńskiego. Gotówka na dzień dobry, albo, jak w tym poście:
Oczywiście, że akceptują. Czytanie tego sprawia, że rozumiem, dlaczego administracja szpitala Angeles jest skłonna pozwalać doktorom Sillerowi i Garcii prowadzić u siebie to ich leczenie. Szpital zarabia, jeśli wszystko idzie dobrze, a zarabia jeszcze lepiej, kiedy pacjenci nie radzą sobie tak dobrze i wymagają przedłużających się hospitalizacji. Na przykład, jak wspomniałem w zeszłym tygodniu, Annabelle Nguyen znajduje się w śpiączce, jako że jej DIPG się wznowił. Kosztuje to jej rodziców 2500 dolarów dziennie, a nie mogą jej zabrać do domu do Australii, gdyż koszt lotu medycznego wyniósłby 250 000 dolarów. Na stan z ostatniego weekendu, nadal tam była; dziś daje to już 60 dni w śpiączce. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić okropniejszego dylematu dla rodziny, uwięzionej tysiące mil od domu, która musi wykopać spod ziemi pieniądze na opłacenie wysokich rachunków za szpital, bo przetransportowanie dziecka do domu kosztuje zbyt dużo.
Konwencjonalnej terapii nie zaleca się
Często mówię, że jedną z charakterystycznych dla szarlatanów rzeczy jest to, że za każde niepowodzenie leczenia za pomocą swojego panaceum obwiniają konwencjonalną terapię, jak chemioterapię czy radioterapię, które pacjent przeszedł zanim się u nich znalazł. W tym samym poście na Facebooku, wymieniającym koszty i podającym informacje dla rodzin, dowiadujemy się tego:
Jak już wcześniej wiele razy pisałem przy okazji Stanisława Burzyńskiego, powodem, dla którego stosuje się sterydy u pacjentów z guzami mózgu jest zredukowanie stanu zapalnego i obrzęku spowodowanego przez guz. Ponieważ czaszka nie jest w stanie się powiększyć, jakakolwiek opuchlizna powoduje zwiększenie ciśnienia, które może uszkodzić tkankę mózgową. Wyżej wymieniłem jeszcze jeden powód, dla którego te dzieci z DIPG, leczone przez Clínica 0-19, są prawdopodobnie w lepszej kondycji fizjologicznej niż przeciętny pacjent z DIPG. Oto kolejny. Nie mogą być na sterydach, i to nie przez krótki okres czasu, tylko przez kilka miesięcy. Każde dziecko z DIPG, które miesiącami może obyć się bez sterydów ma guza, który bardzo dobrze zareagował na radioterapię i pozostał w uśpieniu przez całkiem długi czas i/lub jest mniej agresywną, wolno rozwijającą się odmianą DIPG.
Skoro jesteśmy już przy konwencjonalnej terapii, pojawia się tu kolejny niepokojący aspekt protokołu IDOI, o którym nie napisałem w zeszłym tygodniu:
Na stronie IDOI FAQ:
Większość pacjentów, którzy pojawiają się w Clínica 0-19 to raczej pacjenci, którzy przeszli radioterapię i później mieli oznaki wznowy i to ta właśnie wznowa jest powodem, dla którego rodzice poszukują alternatywy. Jednak mówienie rodzicom, że powinni zrezygnować z radioterapii na rzecz leczenia o nieudowodnionym działaniu, traktując radioterapię jako ostateczność, podczas gdy doktorzy Siller i Garcia poddają dziecko nieudowodnionej, inwazyjnej i potencjalnie toksycznej terapii jest szczytem nieodpowiedzialności.
Im więcej wiem, tym bardziej jestem przerażony
Kiedy pierwszy raz odkryłem Clínica 0-19 i IDOI, chciałem dać doktorom Sillerowi i Garcii mały kredyt zaufania. Oczywiście na podstawie pierwszego wrażenia byłem bardzo podejrzliwy, bo dla mnie zasadniczo wyglądało to na szarlataństwo, pomimo ich chwalenia się używaniem leków zatwierdzonych przez FDA. Im więcej się dowiaduję, tym bardziej jestem przekonany, że moje pierwsze wrażenie było prawdopodobnie prawidłowe. Mamy tu wszystkie sygnały ostrzegawcze: klinika jest bardzo tajemnicza, a jej lekarze nie publikują swojego protokołu, ani nawet statystyk przeżywalności; pobieranie od rodzin ogromnych sum pieniędzy, włączając opłaty na dzień dobry; brak dowodów naukowych na poparcie ich twierdzeń; sieć pacjentów i zwolenników, którzy jednocześnie sprzedają oferowane leczenie poprzez swoje świadectwa i atakują krytyków. To model działalności Burzyńskiego. To również model działalności kliniki Hallwang. To model Clínica 0-19.
W efekcie – pacjenci i rodziny cierpią, jak zobaczymy w kolejnej części, którą obiecuję napisać przed końcem lipca.
oryginalny post: Clínica 0-19: False hope in Monterrey for brain cancer patients (part 2 of 3)
blog: Science-Based Medicine
2 lipca 2018
David H. Gorski, MD, PhD, członek Amerykańskiego Kolegium Chirurgów, jest chirurgiem onkologicznym specjalizującym się w chirurgii raka piersi. Pracuje w Karmanos Cancer Institute, jest również profesorem nadzwyczajnym chirurgii na Uniwersytecie Wayne State.
W ubiegłym tygodniu pisałem o Clínica 0-19 - klinice w Monterrey w Meksyku, której lekarze twierdzą, że są w stanie leczyć śmiertelnego raka mózgu DIPG stosując chemioterapię dotętniczą i immunoterapię. W tym tygodniu piszę o tym, czego dowiedziałem się od zeszłego tygodnia, a konkretnie dużo więcej o tym, co ci lekarze robią, dlaczego jest to z naukowego punktu widzenia wątpliwe i niesprawdzone, i dlaczego coraz bardziej surowo oceniam tę klinikę, która wykazuje wszelkie przejawy bycia drapieżczą kliniką sprzedającą niesprawdzone leczenie za bardzo wysoką cenę.
Zeszłotygodniowy post o Clínica 0-19 w Monterrey w Meksyku, która oferuje, często błędnie określaną jako "rewolucyjną" i "eksperymentalną", nową terapię na rozlanego glejaka pnia mózgu (DIPG) - śmiertelną chorobę, która w nieproporcjonalny sposób dotyka dzieci - wywołał dużą reakcję. Takiej reakcji nie pamiętam, odkąd pierwszy raz napisałem na temat Stanisława Burzyńskiego. W Clínica 0-19 założyciele Instituto de Oncología Intervencionista (IDOI lub Institute of Interventional Oncology), onkolog dziecięcy dr Alberto Siller i internista neuroradiolog dr Alberto Garcia, oferują słabo opisaną i źle zdefiniowaną chemioterapię dotętniczą pnia mózgu w połączeniu z jeszcze mniej zdefiniowaną i opisaną "immunoterapią" zdesperowanym rodzicom dzieci cierpiących na DIPG. Pobierają przy tym od pacjentów 30 000 dolarów za zabieg wchodzący w skład leczenia składającego się z dziesięciu lub więcej takich zabiegów, wykonywanych głównie w pobliskim szpitalu Angeles.
Czytając historie zdesperowanych rodzin, głównie z USA, Wielkiej Brytanii i Australii, sprzedających mienie, samochody i domy, zwracających się do mediów społecznościowych i stron prowadzących zbiórki pieniędzy, próbując zgromadzić ogromne sumy potrzebne na opłacenie leczenia, miałem mdlące uczucie déjà vu, biorąc pod uwagę moje wieloletnie doświadczenie w pisaniu o Klinice Burzyńskiego i antyneoplastonach. W identyczny sposób liczne newsy o rodzinach dzieci z DIPG, zabierających je do Monterrey, przypomniały mi historie rodzin pacjentów Burzyńskiego z DIPG, udających się do Houston. Z kilkoma zaledwie wyjątkami bezkrytycznie opisywały leczenie oferowane przez IDOI jako "eksperymentalną" terapię lub "eksperymentalny" protokół, czasem tylko napomykając - jeśli w ogóle – o jakiejkolwiek krytyce skierowanej w stronę tamtejszych lekarzy. Ujmijmy to w ten sposób. Aby być terapią eksperymentalną, leczenie musi być w fazie aktywnych testów w laboratorium i muszą być prowadzone badania kliniczne, a lekarze prowadzący IDOI nie prowadzą żadnych badań. Po prostu przeprowadzają leczenie i obciążają pacjentów kosztami, usprawiedliwiając niespełnienie nawet najbardziej podstawowego wymogu publikowania statystyk dotyczących przeżycia i nawrotów, mówiąc, że są "zbyt zajęci ratowaniem życia". Ale jest jeszcze gorzej. W marcu, w odpowiedzi na naiwne historie w australijskiej prasie o "cudownych wynikach leczenia", fundacja Cure Brain Cancer (CBCF) z Australii zaoferowała zasponsorowanie eksperta DIPG, który pojechałby do Monterrey, aby sprawdzić, co robią dr Siller i dr Garcia w Clínica 0-19 i w Hospital Angeles i sprawdzić, czy są oni na dobrej drodze. Fundacja zaoferowała jednocześnie sfinansowanie badania klinicznego protokołu IDOI, jeśli ekspert uznałby wyniki za obiecujące. Odpowiedź kliniki to jeszcze więcej wymówek i obstrukcji. Minęły już cztery miesiące i, o ile mogłem się przekonać, dr Siller nadal nie skorzystał z propozycji CBCF.
Nie spodziewałem się, że będę ponownie pisać o Clinica 0-19 tak szybko, ale, jak wspomniałem wcześniej, reakcja na zeszłotygodniowy post raczej zmusza mnie do tego, żebym to zrobił. Co zabawne, naturopatka Kim Beauchamp nie była zbytnio uszczęśliwiona moim pierwotnym – błędnym - opisem jej strony Making DIPG History jako części Clinica 0-19. To był błąd, który z przyjemnością poprawiłem. Potem jednak, kiedy zgłosiła sprzeciw wobec tego, że nazwałem stronę fanpagem kliniki, określając to mianem „oszczerstwa”, zmieniłem tekst, zwracając uwagę na użycie przez nią „formułki szarlatańskiej” i wspomniałem, że uważam naturopatię za szarlataństwo (dając do zrozumienia nie-lekarce Beauchamp, że trzeba uważać, o co się prosi).
Co ważniejsze jednak, otrzymałem kilka e-maili od rodziców, którzy zabrali dzieci do Monterrey w celu leczenia DIPG. Wszyscy wyrazili takie samo niezadowolenie, że o tym napisałem. Otrzymałem również wiadomość od osoby, której krewny został zabrany przez rodziców do Monterrey i doktorzy Siller i Garcia nie zrobili na nich dobrego wrażenia. W końcu, dowiedziałem się dużo więcej na temat chemioterapii i immunoterapii, które są tam stosowane. Powiedzmy, że nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia.
Tego wszystkiego było za wiele jak na jeden post, nawet jak na poziom słowotoku Gorskiego. A więc zdecydowałem się podzielić tę dyskusję na dwie części. W tym poście skupię się głównie na nowych informacjach o tym, co tak naprawdę robią doktorzy Siller i Garcia i dlaczego jest to nie do obrony z punktu widzenia nauki i etyki. W przyszłym tygodniu lub trochę później w lipcu zakończę, tworząc taką jakby trylogię (podobnie jak w przypadku Rigviru), której ostatni post skoncentruje się na historiach poszczególnych pacjentów. Powiedzmy sobie tak: będę się teraz bacznie przyglądał działalności Clínica 0-19, tak, jak od siedmiu lat robię to w sprawie Stanisława Burzyńskiego. Będę śledził tę sprawę, a te trzy posty – ten jest drugim - to zapewne będzie dopiero początek.
Mistyczna, magiczna chemioterapia dotętnicza oferowana w Clínica 0-19
Jeśli czytaliście mój poprzedni post, wiecie, że spory kawałek tekstu poświęciłem na próbę dojścia do tego, co doktorzy Siller i Garcia tak naprawdę stosują. Nie reklamują, nie publikują ani nie podają w internecie informacji o tym, jakie dokładnie chemioterapeutyki wstrzykują do tętnic prowadzących do pnia mózgu. Na internetowej stronie IDOI pod nagłówkiem „leki”, jedyne, co możemy przeczytać to to:
„Częścią naszego protokołu jest używanie szeregu różnych leków. Niektóre z nich są pomocne w chemioterapii cytotoksycznej, celowanej terapii molekularnej oraz immunoterapii. Wszystkie te środki są stosowane w określonej sekwencji i dawkowaniu. Wszystkie leki są postrzegane jako ważny parametr w ustalonym wcześniej czasie podania. Wszystkie te warunki są niezwykle ważne w doprowadzeniu do rezultatów, które osiągnęliśmy. Pracowaliśmy przez dziesięciolecia w celu poprawy tych technik i tym właśnie różnimy się od innych.”
Zauważcie, że nie podają nawet jednego przykładu. Można by było na przykład spekulować, że jednym z tych środków mógłby być temozolomid. Chociaż nie poprawia on ogólnego wskaźnika przeżywalności ponad to, co osiąga się radioterapią, istnieją dowody, że poprawia przeżywalność u części pacjentów z DIPG. W istniejących próbach klinicznych chemioterapii dotętniczej, jak ta w szpitalu Johns Hopkins, używany jest melfalan. Natomiast doktorzy Siller i Garcia, co odkryłem w wiadomościach od rodziców, używają 11 różnych chemioterapeutyków, bez żadnych racjonalnych przesłanek czy zasady, na której oparta byłaby ich selekcja.
Po opublikowaniu poprzedniego postu skontaktowała się ze mną również pewna pani onkolog i dała mi znać, że w przeszłości miała powód, żeby skontaktować się z doktorami Sillerem i Garcią i zapytać, czego używają. W odpowiedzi okazało się, że używali 1 mg cisplatyny, 15 mg cetuksymabu, 0.25 mg doksorubicyny i 12.5 mg Avastinu. Cisplatyna jest zawierającym platynę chemioterapeutykiem, który zakłóca replikację DNA w szybko dzielących się komórkach, a doksorubicyna jest antybiotykiem antracyklinowym, który wbudowuje się w DNA i również zakłóca jego replikację. Cetuksymab zakłóca aktywność receptora nabłonkowego czynnika wzrostu i jest najczęściej używany w złośliwych nowotworach jelita grubego oraz głowy i szyi. Nie zostało wykazane, aby wydłużał przeżywalność w DIPG, przynajmniej w połączeniu z irynotekanem. Avastin, rzecz jasna, jest czynnikiem antyangiogennym (lekiem, który zakłóca wzrost nowych naczyń krwionośnych mających odżywiać guza). Wyniki badania klinicznego II fazy, które testowały jego połączenie z irynotekanem w leczeniu nawrotu DIPG (co, spójrzmy prawdzie w oczy, jest tym, z czym większość pacjentów jeździ do Clínica 0-19) były rozczarowujące, bez pozytywnych efektów.
Nie mogę również nie zauważyć, że te dawki są bardzo niskie. Na przykład, typowa dawka Avastinu to pomiędzy 5 a 15 mg/kg wagi ciała co trzy tygodnie. Dla przeciętnego dziecka ważącego 10-20 kg jest to dawka nawet 20 razy niższa niż rekomendowana. (Nie wspominając już o fakcie, że o ile wiem Avastin nie został zaaprobowany przez FDA do stosowania u dzieci, co pokazuje, że kiedy doktorzy Siller i Garcia mówią, że używają tylko zaaprobowanych przez FDA środków, trochę mijają się z prawdą.) Podobnie, zwrócono mi uwagę, że dawki doksorubicyny i cisplatyny są nawet niższe. Na przykład, dawka cisplatyny dla dzieci z guzami mózgu poza wskazaniami wynosi około 60 mg/m2 (jest to obszar powierzchni ciała, lub dawkowanie oparte na BSA). Przeciętna trzylatka w 50-tym centylu ma 95 cm wzrostu i waży ok. 14 kg, co wymaga dawki 26 mg. Podobnie, doksorubicynę podaje się u dzieci zwykle w ilości pomiędzy 35 a 75 mg/m2. Widzicie, o co chodzi.
Oczywiście można wysunąć argument, że jeśli wstrzykuje się leki dotętniczo w okolice guza, można tam osiągnąć stężenie leku wystarczająco wysokie, żeby zadziałał – na tym jakby polega cała idea. Czy jednak ktokolwiek myśli, że doktorzy Siller i Garcia faktycznie wykonali trudne badania farmakokinetyczne i farmakodynamiczne na zwierzętach i ludziach niezbędne do określenia tych niższych dawek? Ja zdecydowanie nie. Osobiście myślę, że po prostu wzięli je z sufitu. Jeśli natomiast to zrobili i nie opublikowali tych danych, nie wygląda to wcale lepiej, ponieważ trzymają w sekrecie ważne informacje. Ale byłbym w szoku, gdyby doktorzy Siller i Garcia zrobili cokolwiek przypominającego rygorystyczną pracę przedkliniczną, żeby ustalić te dawki.
W zasadzie, jeśli się to podsumuje, wyniki badań klinicznych chemioterapii w leczeniu DIPG są bardzo rozczarowujące. Więc w gruncie rzeczy, mamy tutaj wiele chemioterapeutyków bez udokumentowanego znaczącego działania na DIPG. Zwrócę jeszcze uwagę , że wspomniana onkolog miała poważne podejrzenia, że dr Siller nie ujawnił całego systemu leczenia, gdyż albo to, albo ma niewiarygodnie drogich dostawców tych leków (osobiście zgadzam się z tym, ale nie byłbym zdziwiony, gdyby to właśnie składało się na leczenie w tamtym czasie, z pokaźnym narzutem, za który płacili pacjenci). Zauważyła też, że nawet to, co zostało ujawnione było znacznie bardziej toksyczne niż paliatywna terapia radiacyjna, co jest niezaprzeczalne (artykuły przeglądowe, które czytałem, zwracały uwagę na stosunkowo wysokie występowanie krwawienia do guza jako komplikacja po zastosowaniu niektórych z tych chemioterapeutyków). Dodajmy do tego absolutny brak transparentności w tym, jakie chemioterapeutyki są stosowane, a zwłaszcza w jaki sposób dr Siller decyduje, których z nich użyć u poszczególnych pacjentów i w jakiej kolejności, i moje sceptyczne antenki zadrgały szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej. Dr Siller twierdzi, że istnieje zasada, według której podejmuje te decyzje, ale jej nie ujawni. Jak dla mnie, to w oczywisty sposób sugeruje, że wymyśla na bieżąco, co zrobić dalej, a stosowanie „spersonalizowanego” schematu leczenia jest wymówką służącą do twierdzenia, że nie może być ono badane w próbach klinicznych i jest tą samą wymówką, którą stosują homeopaci.
Kolejna osoba, która kontaktowała się z doktorem Sillerem napisała do mnie i dała mi dłuższą listę z zeszłego roku. Lista zawiera nazwę handlową, nazwę generyczną i procesy, które są blokowane przez te leki:
Zaltrap (ziv-aflibercept) (VEGF – vascular endothelial growth factor, czynnik wzrostu śródbłonka naczyniowego; angiogeneza)
Laedemab (nimotuzumab) (EGFR – epidermal growth factor receptor, receptor nabłonkowego czynnika wzrostu)
Camptoop (topotekan) (topoizomeraza)
Opdivo (niwolumab) (PD-1)
Avastin (VEGF; angiogeneza)
Trixilem (metotreksat) (reduktaza dihydrofolianowa)
Jevtana (kabazytaksel) (inhibitor mikrotubul)
Yervoy (ipilimumab) (CTLA-4)
Adriamycyna (doksorubicyna) (topoizomeraza)
Blastolem (cisplatyna) (replikacja DNA)
Wow! To jest dopiero rzucanie wszystkiego, co wpadnie w ręce w kierunku guza – bez żadnego ładu i składu. Część z tych leków jest stara i niezbyt droga (np. metotreksat, doksorubicyna), ale niektóre z nich są nowe i bardzo drogie (np. Opdivo). Niektóre z nich są również zbędne. Przykładowo, po co aż dwa leki działające na VEGF? Po co Opdivo, który jest inhibitorem PD-1, działającym na limfocyty T? Dodatkowo, im więcej leków, tym większa szansa na skutki uboczne, nieprzewidziane interakcje i synergistyczną toksyczność. Szczęka mi opadła, kiedy przeczytałem tę całą listę. Pamiętajmy też, że lista jest sprzed roku. Kto wie, co jeszcze dr Siller dorzucił do swojej diabelskiej mikstury?
Owszem, jest możliwe, że te chemioterapeutyki, zwłaszcza wstrzyknięte prosto w arterie prowadzące do pnia mózgu, mogą powodować odpowiedź w postaci zmniejszenia się guza, ale tylko za cenę znacznej toksyczności. Nie zapominajmy też, że są to dzieci, niektóre z nich w wieku przedszkolnym. Za każdym razem, kiedy są poddawane chemioterapii dotętniczej, muszą zostać poddane narkozie, co oznacza, że dzieje się to wielokrotnie. Nie zapominajmy też, że za każdym razem, kiedy pacjent ma chemioterapię dotętniczą, duży cewnik jest wprowadzany do tętnicy udowej i prowadzony do właściwych tętnic za pomocą fluoroskopii. Dzieci mają również liczne punkcje lędźwiowe, aby wprowadzić leki dooponowo (do płynu mózgowo-rdzeniowego, w którym zanurzony jest mózg i centralny układ nerwowy).
Więc co wyróżnia ten protokół? Odpowiedź, którą znalazłem w sekcji FAQ IDOI nie jest specjalnie przekonująca i prawdopodobnie nie byłaby przekonująca dla nikogo, kto leczy pacjentów onkologicznych z perspektywy opartej na nauce:
„Leczenie dotętnicze istnieje od dawna. Co więc jest w nim innego tutaj?
Oczywiście leczenie tą drogą (dotętniczą) było już wypróbowywane i nadal jest w niektórych miejscach. To, co wyróżnia nasze leczenie to przygotowanie, mieszanie, dawkowanie i kolejność administrowania poszczególnych leków, które wchodzą w skład naszego modelu leczenia. Wykorzystujemy również drogę dooponowej do wprowadzania pewnych leków.”
Tłumaczenie: to jest nasz magiczny protokół, o którym nic wam nie powiemy. Zaufajcie nam.
O co chodzi: jest całkiem możliwe, że wprowadzanie toksycznej chemioterapii i terapii celowanej prosto do tętnic zaopatrujących guza i do płynu mózgowo-rdzeniowego może powodować, że DIPG się skurczy. Jednak problem w tym, że sprzeczne z intuicją wieloletnie doświadczenie mówi onkologom, że początkowa odpowiedź/zmniejszenie niekoniecznie oznacza większą generalną przeżywalność. Oczywiście zmniejszenie się guza jest lepsze niż jego brak albo powiększenie podczas leczenia, ale było wiele prób klinicznych, w których początkowe skurczenie się guza nie doprowadziło do wydłużenia życia. Dlatego tak ważne są badania kliniczne, w których ocenia się generalną długość przeżycia w grupie otrzymującej leczenie. Dodajmy do tego fakt istnienia przypadków, które odstają – czasem nawet znacznie - od prognoz, a kliniki takie, jak Clínica 0-19 podlegają błędowi przeżywalności (survival bias), który polega na tym, że słyszymy o pacjentach, którzy radzą sobie lepiej niż tego oczekiwano, ale już nie tak często (a raczej wcale) o tych, którzy radzą sobie przeciętnie lub gorzej – i potrzeba opublikowania przez doktora Sillera jego statystyk przeżywalnosci staje się moralną i naukową koniecznością. Jeśli jego statystyki są znacznie lepsze niż dane historyczne, może to oznaczać, ze jest na tropie czegoś, choć też niekoniecznie. Pamiętajmy, że pacjenci, których leczy, zwłaszcza ci z Australii i Wielkiej Brytanii są w stanie wytrzymać długie podróże do Meksyku, co sugeruje, że są w fizjologicznie lepszym stanie niż przeciętny pacjent z DIPG i pochodzą z rodzin, które albo stać na wydanie 300 000 dolarów albo którzy potrafią taką sumę szybko zebrać. Można się spodziewać, że tak czy inaczej tacy pacjenci jako grupa prawdopodobnie będą sobie radzić lepiej niż przeciętnie.
Ale co z tą immunoterapią?
Rodzice jednego z pacjentów, którzy do mnie napisali, poczuli się urażeni moja spekulacją, że „immunoterapia” stosowana przez doktora Sillera może być jakimś rodzajem terapii CAR-T dla biednych.CAR-T jest najnowszą innowacją w immunoterapii, w której pobiera się limfocyty T pacjenta, modyfikuje je genetycznie, aby atakowały guz pacjenta, i wprowadza je z powrotem do organizmu. Jedynym powodem, dla którego popełniłem tę spekulację jest to, że nie mogłem nigdzie znaleźć informacji, co dr Siller mógłby robić. Na szczęście, ta sama mama, choć była na mnie najwyraźniej zła i myślała, że mnie „zagnie”, uzupełniła moją wiedzę:
„Co więcej, ich immunoterapia również ma miejsce poza kliniką. Krew jest wysyłana do laboratorium przy Uniwersytecie Monterrey, białe i czerwone krwinki są oddzielane i dodaje się dendrytyczne komórki T, co jest dokładnie nadzorowane przez dr Cristinę Rodriguez i jej chemików. Kiedy komórki dojrzeją, co trwa 7 dni, są transportowane do szpitala Angeles, gdzie są podczas leczenia wstrzykiwane z powrotem do ciała dziecka.”
Nazwisko Cristiny Rodriguez pojawiło się już wcześniej w materiałach, które czytałem, ale nie byłem pewien, czy było połączenie z Clínica 0-19. Znając jej nazwisko, mogłem po nim co nieco wyszukać w internecie. Po pierwsze, dowiedziałem się, że nie ma takiego wydziału na Uniwersytecie Monterrey, w którym widniałoby jej nazwisko. Jest jednak María Cristina Rodríguez Padilla, PhD, na Uniwersytecie Nuevo Leon, która wydaje się pasować do opisu, patrząc na jej CV i stronę uniwersytetu, na której widnieje jako profesor i kierownik Wydziału Mikrobiologii i Immunologii oraz dyrektor Laboratorium Wirologii i Immunologii w Szkole Nauk Biologicznych Universidad Autonoma de Nuevo Leon. Jej zainteresowania badawcze to:
- immunologia–nowotwór złośliwy-wirus
- biotechnologiczny rozwój modyfikatorów odpowiedzi biologicznej w diagnostyce i terapii
- opracowywanie i implementacja substancji biologicznych
Tak, to wydaje się być właściwa profesor Cristina Rodríguez, choć nie mogę być na 100% pewny. Na pewno wydaje się mieć właściwe kwalifikacje.
Ale komórki dendrytyczne? Serio? To technologia z lat 90-tych. Pamiętam, że czytałem o komórkach dendrytycznych jako nowym sposobie stosowania immunoterapii kiedy byłem studentem w latach 90-tych. To była nowość prawie ćwierć wieku temu. Generalnie, komórki dendrytyczne są komórkami prezentującymi antygen. Ich główną funkcją jest procesowanie antygenu i prezentowanie go na swojej powierzchni limfocytom T. To sprawia, że są one kluczowym komponentem mechanizmu, dzięki któremu szczepionki generują specyficzną odpowiedź immunologiczną. Metody wykorzystujące komórki dendrytyczne do leczenia nowotworów złośliwych zasadniczo polegają albo na stymulowaniu ich dla wzmocnienia ich antyrakowej aktywności, albo na usunięciu ich, stymulacji w probówce poza ciałem pacjenta i wprowadzeniu ich z powrotem. Istnieją różne strategie do osiągnięcia takiej stymulacji. Nie wiedząc dokładnie, co robi Rodriguez, trudno jest ocenić, jak prawdopodobne jest osiągnięcie przez nią sukcesu.
Komórki dendrytyczne jako strategia immunoterapii w nowotworach złośliwych jest nadal przedmiotem badań, ale ich rezultaty jak dotąd są rozczarowujące, z klasycznym obiektywnym odsetkiem odpowiedzi rzadko przekraczającym 15%. Co ważniejsze, jest bardzo mało danych na temat komórek dendrytycznych jako potencjalnego leczenia DIPG. Najnowsze badanie, które znalazłem jest z Hiszpanii, i jego konkluzją było jedynie to, że jest możliwe wygenerowanie odpowiedzi immunologicznej specyficznej dla DIPG przy użyciu komórek dendrytycznych. Nie oznacza to, że połączenie jakiejś formy szczepionki z komórek dendrytycznych z innymi terapiami nie może okazać się efektywne, ale w DIPG przynajmniej ta strategia jest jeszcze w powijakach i można to co najwyżej opisać jako potencjalne badania wykazujące dowód koncepcji. Stosowanie komórek dendrytycznych razem z chemioterapią dotętniczą wobec braku dużej ilości danych klinicznych i przedklinicznych nie jest naukowo uzasadnione. Tak naprawdę, jest to najzwyczajniej nieetyczne.
Co do profesor Rodríguez-Padilli, trudno mi było znaleźć w PubMedzie cokolwiek, co mogłoby przypominać to, co miałaby ona robić z komórkami dendrytycznymi i DIPG. Nie istnieją żadne jej publikacje n/t DIPG i tylko jedna dotycząca komórek dendrytycznych i AIDS. Nie jest nawet wymieniona jako główna autorka. Ma natomiast publikacje na temat immunoterapii i nowotworów złośliwych (co dziwne, jest też współautorką artykułu o psychologicznych efektach grupowej hipnoterapii u pacjentów z rakiem piersi podczas chemioterapii). Tak czy inaczej, trudno mi się domyślić, dlaczego wykonywałaby tego typu pracę dla tak szemranej kliniki jak Clínica 0-19, choć mogę pospekulować. Uważam również za zastanawiające, że na stronach jej poświęconych czy na stronach uniwersytetu nie ma żadnej wzmianki o tej pracy. Wygląda to prawie tak, jakby chciała utrzymać swoją współpracę z doktorami Sillerem i Garcią w tajemnicy (to, albo znalazłem niewłaściwą Cristinę Rodríguez, ale bardzo wątpię). Dlatego jestem wdzięczny, że mama tego pacjenta mi o niej powiedziała. Być może nigdy bym się nie dowiedział, kto stoi za „immunoterapią” dla Clínica 0-19 i IDOI i czym ta „immunoterapia” jest.
Koszt tego wszystkiego
Cała ta terapia o nieudowodnionej skuteczności, w skład której wchodzi 10 lub więcej chemioterapeutyków i leków celowanych molekularnie plus nieudowodniona, domowej roboty, zrób-to-sam, immunoterapia kosztują mnóstwo pieniędzy. To jasne, patrząc na post z grupy facebookowej DIPG Support and Awareness:
Dowiadujemy się tutaj, że:
„W celu otrzymania listy stosowanych leków trzeba się [z nimi] skontaktować, ponieważ leczenie jest dostosowane do potrzeb dziecka i charakterystyki guza oraz medycznej historii dziecka. Stosuje on liczne leki, a to, co jest istotne, to również metoda ich dostarczania, nie tylko same stosowane środki. Leki znajdują się w okolicy guza. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o protokole leczenia, musicie zadzwonić do kliniki i zorganizować rozmowę konferencyjną.”
No cóż, ja już wiem, że nie jestem zachwycony protokołem doktorów Sillera i Garcii. To bardzo przypomina stosowaną przez Burzyńskiego terapię celowaną i chemioterapię: rzuca on wszystko, co mu wpadnie w ręce w okolice guza, bez żadnego pomyślunku i żadnej wiedzy, i wygląda na to, że to właśnie robi również dr Siller.
A oto cennik. Istny przekręt, jak się przekonacie:
„Poniżej znajdziecie post z najbardziej aktualnymi informacjami na temat leczenia i cennika, dostarczonymi przez mamę dziecka z DIPG, która kontaktowała się z kliniką i była uprzejma podzielić się nimi w poście do innych rodziców. Z reguły należy się spodziewać, że każda runda leczenia oraz podróż będą kosztowały ok. 20 000 dolarów. Przeczytajcie proszę:
‘Dr Siller i dr Garcia stosują leczenie dotętnicze różnych guzów mózgu od 18-20 lat. Poszczególne leki są stosowane w różnych typach i charakterystykach guzów. To nie jest sytuacja, w której to samo leczenie jest stosowane u wszystkich. Najnowsze leki dają bardziej zaawansowane efekty. Przez lata dzieci z różnymi guzami mózgu osiągały u niego NED. Najdłuższy trwa 5 lat i nadal jest pod obserwacją. Regularnie chodzi do swojego lokalnego onkologa i doktorów Sillera i Garcii, chodzi do szkoły w pełnym wymiarze i nie jest na sterydach. Obecny program lekowy na DIPG oraz immunoterapia dają dużą nadzieję na osiągnięcie NED. Obecnie pracują z lokalnym szpitalem, aby móc pokryć leczenie z ubezpieczenia spoza kraju. Będą współpracować z Waszą firmą ubezpieczeniową w opłacaniu rachunków. To się jeszcze nie udało, ale mają nadzieję, że wkrótce będzie to możliwe.
Cennik: 15-17K dolarów. Rozbicie – $7500 dla dra Sillera i jego całego zespołu. $3500 wynegocjowana z apteką cena za leki. $11000 opłaty przed potwierdzeniem wizyty. Potem $5000-6000 za oddział intensywnej terapii/zabieg/rezonans przed zabiegiem dla szpitala. Immunoterapia: typowo rozpoczyna się po kilku cyklach i po odstawieniu sterydów na parę miesięcy. Jest robione wstrzyknięcie dotętnicze i w węzeł chłonny szyjny. Wymagają pobrania 200 ml krwi do uzyskania komórek dendrytycznych i innych komórek. To różni się od immunoterapii IOZK (prawdopod. inna szarlatańska klinika, w Niemczech – Immun-Onkologisches Zentrum Köln, przyp. tłum.). Kosztuje to $10000 i jest przeprowadzane przez lokalną klinikę immunoterapii. Na początek trzeba zaplanować 4-6-tygodniowy pobyt. Jeśli pacjent będzie w dobrym stanie, można wrócić tak szybko, jak to możliwe, ale trzeba być w pełni funkcjonalnym. Po pierwszej wizycie będziecie wracać co 3 tygodnie, za 15-17 tys. dolarów za każdym razem aż do uzyskania NED. Na terapię dotętniczą i immunoterapię razem spodziewajcie się wydawać co najmniej ok. 33 tys. dolarów (tylko za leczenie) za każdym razem (£ 25000).’”
NED, jak pisałem w zeszłym tygodniu, oznacza „brak dowodów na istnienie choroby”. Popatrzcie jednak na listę opłat. Spójrzcie, jak bardzo przypomina ona model Burzyńskiego. Gotówka na dzień dobry, albo, jak w tym poście:
„Leki są podawane przez tętnicę podstawną i udową do pnia mózgu. Zabieg jest wykonywany minimum co 17 dni. Przed każdym zabiegiem dotętniczym robi się rezonans magnetyczny, który pozwala im zobaczyć, jak zareagował guz i dopasować kolejną dawkę leczenia. Robione są dwa wkłucia – jedno w pachwinie, i jedno w plecach. Dzieci są zabierane prosto na oddział intensywnej terapii, a potem do pojedynczego pokoju. Liczba nocy/dni w szpitalu będzie zależeć od tego, jak szybko dziecko dochodzi do siebie. Dzieci mają również przydzielonego pediatrę w szpitalu. Będziecie potrzebować „I-translate”, ponieważ większość pielęgniarek i personelu szpitala nie mówi po angielsku. Płacicie za każdą małą rzecz, której potrzebujecie, za wszystko. Musicie zapłacić depozyt, kiedy przyjeżdżacie do szpitala i całą resztę przed wypisem. Akceptują karty kredytowe/debetowe i gotówkę.”
Oczywiście, że akceptują. Czytanie tego sprawia, że rozumiem, dlaczego administracja szpitala Angeles jest skłonna pozwalać doktorom Sillerowi i Garcii prowadzić u siebie to ich leczenie. Szpital zarabia, jeśli wszystko idzie dobrze, a zarabia jeszcze lepiej, kiedy pacjenci nie radzą sobie tak dobrze i wymagają przedłużających się hospitalizacji. Na przykład, jak wspomniałem w zeszłym tygodniu, Annabelle Nguyen znajduje się w śpiączce, jako że jej DIPG się wznowił. Kosztuje to jej rodziców 2500 dolarów dziennie, a nie mogą jej zabrać do domu do Australii, gdyż koszt lotu medycznego wyniósłby 250 000 dolarów. Na stan z ostatniego weekendu, nadal tam była; dziś daje to już 60 dni w śpiączce. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić okropniejszego dylematu dla rodziny, uwięzionej tysiące mil od domu, która musi wykopać spod ziemi pieniądze na opłacenie wysokich rachunków za szpital, bo przetransportowanie dziecka do domu kosztuje zbyt dużo.
Konwencjonalnej terapii nie zaleca się
Często mówię, że jedną z charakterystycznych dla szarlatanów rzeczy jest to, że za każde niepowodzenie leczenia za pomocą swojego panaceum obwiniają konwencjonalną terapię, jak chemioterapię czy radioterapię, które pacjent przeszedł zanim się u nich znalazł. W tym samym poście na Facebooku, wymieniającym koszty i podającym informacje dla rodzin, dowiadujemy się tego:
„Leczenie to dotętnicza chemioterapia i immunoterapia. Prowadzą immunoterapię, ale dziecko nie może być na sterydach przez kilka miesięcy.”
Jak już wcześniej wiele razy pisałem przy okazji Stanisława Burzyńskiego, powodem, dla którego stosuje się sterydy u pacjentów z guzami mózgu jest zredukowanie stanu zapalnego i obrzęku spowodowanego przez guz. Ponieważ czaszka nie jest w stanie się powiększyć, jakakolwiek opuchlizna powoduje zwiększenie ciśnienia, które może uszkodzić tkankę mózgową. Wyżej wymieniłem jeszcze jeden powód, dla którego te dzieci z DIPG, leczone przez Clínica 0-19, są prawdopodobnie w lepszej kondycji fizjologicznej niż przeciętny pacjent z DIPG. Oto kolejny. Nie mogą być na sterydach, i to nie przez krótki okres czasu, tylko przez kilka miesięcy. Każde dziecko z DIPG, które miesiącami może obyć się bez sterydów ma guza, który bardzo dobrze zareagował na radioterapię i pozostał w uśpieniu przez całkiem długi czas i/lub jest mniej agresywną, wolno rozwijającą się odmianą DIPG.
Skoro jesteśmy już przy konwencjonalnej terapii, pojawia się tu kolejny niepokojący aspekt protokołu IDOI, o którym nie napisałem w zeszłym tygodniu:
„Nie zaleca się radioterapii przed leczeniem dotętniczym, ale nie jest to wymagane. Będą leczyć dzieci, które miały radioterapię, leczyli już nawet te, które miały ją dwukrotnie. Po leczeniu – dziecko może mieć bóle głowy, mdłości, gorączkę, ból pleców, ból w pachwinie i utratę apetytu zaraz po zakończeniu leczenia.”
Na stronie IDOI FAQ:
„Co myślą Państwo o radioterapii?
Zwykle nie zalecamy radioterapii dla naszych pacjentów, jeśli już to się zdarza (bardzo rzadko), zalecamy ją w określony sposób, aby była ona jak najmniej agresywna dla zdrowych tkanek mózgu wokół guza.
Czy można poddać się leczeniu bez przechodzenia radioterapii?
Tak, to byłby ideał. Dla nas radioterapia jest ostatnim wyborem.”
Większość pacjentów, którzy pojawiają się w Clínica 0-19 to raczej pacjenci, którzy przeszli radioterapię i później mieli oznaki wznowy i to ta właśnie wznowa jest powodem, dla którego rodzice poszukują alternatywy. Jednak mówienie rodzicom, że powinni zrezygnować z radioterapii na rzecz leczenia o nieudowodnionym działaniu, traktując radioterapię jako ostateczność, podczas gdy doktorzy Siller i Garcia poddają dziecko nieudowodnionej, inwazyjnej i potencjalnie toksycznej terapii jest szczytem nieodpowiedzialności.
Im więcej wiem, tym bardziej jestem przerażony
Kiedy pierwszy raz odkryłem Clínica 0-19 i IDOI, chciałem dać doktorom Sillerowi i Garcii mały kredyt zaufania. Oczywiście na podstawie pierwszego wrażenia byłem bardzo podejrzliwy, bo dla mnie zasadniczo wyglądało to na szarlataństwo, pomimo ich chwalenia się używaniem leków zatwierdzonych przez FDA. Im więcej się dowiaduję, tym bardziej jestem przekonany, że moje pierwsze wrażenie było prawdopodobnie prawidłowe. Mamy tu wszystkie sygnały ostrzegawcze: klinika jest bardzo tajemnicza, a jej lekarze nie publikują swojego protokołu, ani nawet statystyk przeżywalności; pobieranie od rodzin ogromnych sum pieniędzy, włączając opłaty na dzień dobry; brak dowodów naukowych na poparcie ich twierdzeń; sieć pacjentów i zwolenników, którzy jednocześnie sprzedają oferowane leczenie poprzez swoje świadectwa i atakują krytyków. To model działalności Burzyńskiego. To również model działalności kliniki Hallwang. To model Clínica 0-19.
W efekcie – pacjenci i rodziny cierpią, jak zobaczymy w kolejnej części, którą obiecuję napisać przed końcem lipca.
oryginalny post: Clínica 0-19: False hope in Monterrey for brain cancer patients (part 2 of 3)
blog: Science-Based Medicine
2 lipca 2018
David H. Gorski, MD, PhD, członek Amerykańskiego Kolegium Chirurgów, jest chirurgiem onkologicznym specjalizującym się w chirurgii raka piersi. Pracuje w Karmanos Cancer Institute, jest również profesorem nadzwyczajnym chirurgii na Uniwersytecie Wayne State.